sobota, 8 kwietnia 2017

Nick Cave - One More Time with Feeling




One More Time with Feeling jest jednym z tych filmów, który po obejrzeniu dręczy. Człowiek jeszcze długo po myśli o tym, co zostało opowiedziane.  Nawet podczas snu temat nie odpuszcza. Film wcześniej ze dwa dni gościł na ekranach kin w Polsce. Niestety, mi nie udało się pojawić w kinie na kejwie, dlatego emisja filmu na HBO była ostatnią deską ratunku. Skorzystałem i teraz mój ból wynikający z absencji na tym majstersztyku zwielokrotnił się do nieskończoności! Od teraz obiecuje sobie, że wszystkie premiery muzyczne spędzam w kinowym fotelu.

W związku ze śmiercią jednego z synów, Cave chciał uniknąć kontaktu z mediami, jaki obowiązuje przy promocji nowej płyty. Nikt, kto ma serce i nie przelicza swoich przeżyć na pieniądze, nie chce opowiadać o traumie obcym ludziom rozdrapując swoje rany setki razy. Okej muzyk opowiada o tym,  co się zdarzyło poprzez Skeleton Tree i w filmie dokumentującym proces nagrywania ostatniej płyty. 

W filmie widzimy artystę, który jest gdzie indziej. Ciałem i duchem odlatuje. Otoczenie wydaje się dla niego mało istotne. Dość szczególnym momentem jest scena, w której próbuje nagrać wokal do jednego z utworów, jednak nie jest w stanie odtworzyć akordów. Ucieleśniła się bezradność,  zasłyszana na Skeleton Tree. Okazuje się ze cichym bohaterem jest Warren pracujący przy efektach, syntezatorach, kierujący zespołem, będący łącznikiem Cave’a z całą reszta ludzi w studio. To on wspierał muzyka, ale tez nie naciskał. Wykazał się ogromnym ojcostwem nad tym projektem.  

Oprawa wizualna dopełnia dobitny odbiór filmu. Dynamiczne ujęcia podczas nagrywania utworów, sprawiają wrażenie jakbyśmy widzieli świat oczami ducha. Recytacje wierszy do przepięknych widoków nadmorskiej miejscowości zanurzają widza w wyjątkowej aurze przez co w skupieniu umysł opuszcza ciało. Reżysersko i wizualnie film jest majstersztykiem. W dodatku czarno- biały obraz jest genialnym posunięciem. Sprawia że to co mówi Nick Cave, jego żona, syn, czy Warren dociera do widza bezpośrednio i dobitnie. Z reszta nie wyobrażam sobie tego filmu w kolorze. Kreuje grobową i wymowna żałobę.

Film jest obowiązkowa pozycja dla fana muzyka, to na pewno. Myślę, że nawet przeciętny Kowalski by się wciągnął, bo ten obraz, to nie tylko komentarz dla świata ale opowieść o traumie, o tęsknocie, o tym że coś od zawsze wisi w powietrzu. Jest to film, który w trakcie napisów końcowych kontynuuje paraliż. Podpowiedz. Ostatnia piosenka (pierwsza w trakcie napisów) mówi wszystko. Ciężko cokolwiek pisać, komentować dzieło z taką wymową, bo jakiekolwiek  wnioski wysunęłoby się, brzmią w świetle przekazu banalnie. Komentarz i analizy są tu zbędne. 

1 komentarz:

  1. Już wiem, co obejrzę w ten weekend na hbogo :) Nawet nie zorientowałam się, że go wrzucili do serwisu...

    OdpowiedzUsuń