czwartek, 31 marca 2016

Post Pop Depression - berliński powrót



Post Pop Depression
Płyta Post Pop Depression zaskakuje swoją formą i jakością co klasyfikuję ją jako bardzo dobrą pozycję w dorobku Popa. Tak dobrą, że aż można pokusić się o stwierdzenie jakoby była następcą sztandarowej twórczości ojca chrzestnego punka rocka jaką jest The Idiot.

Do niedawna byłem zdania, że gwiazdy rocka nie powinny się starzeć. Ze względu na swoją nieporadność wobec natury i czasu stają się karykaturami samych siebie, czego przykładem mógł być Elvis albo Axl Rose czy 90% polskich „superstars” muzyki rockowej.
Mój stosunek do starzejących gwiazd zmienił się, kiedy to Bowie wydał Blackstar – wtedy pomyślałem, że chłop ma klasę jakiej brakuje reszcie, po czym dwa dniu później umarł. Zacząłem się bardziej zastanawiać na ten temat i skojarzyłem Patti Smith, Ozziego czy choćby Iggy’iego Popa, którzy mimo wieku trzymają klasę.
               Ten ostatni podobno żegna się ze światem  muzycznym, nagraną z Joshem Hommem (Queens of the Stone Age, Eagels of Death Metal), Deanem Fertitą (Queens of the Stone Age, The Dead Weather)  i Mattem Heldersem (Arctic Monkeys)  płytą Post Pop Depression. Świat zelektryzowała niespodziewana informacja o wydaniu siedemnastego krążka artysty zbiegającej się z premierą singlowej Gardeni.
Nie ma co ukrywać, że jest to album kojarzący się z pierwszymi dokonaniami Popa nagranymi w Berlinie, do którego został ściągnięty przez samego Bowiego.
               Mimo berlińskiego charakteru Post Pop Depression, muzycy Queens of the Stone Age ulepili twór trafiający do ludzi pragnących czegoś klasycznego i starego w swoim brzmieniu oraz tych, którzy lubią zaczerpnąć odrobinę nowoczesności zupełnie jak w ...Like Clokcwork (ostatni album Queens of the Stone Age). Od razu słychać, że wspomniani muzycy mieli bardzo duży wpływ na kształt brzmienia każdego utworu.
Na najnowszym krążku znajdują się takie przeboje, jak Gardenia, Break into your Heart czy mój ulubiony numer Paraguay, które mogą zapewnić Iggiemu godne postrzeganie jego starości przynajmniej przeze mnie jako fana i ugruntują dość mocną już i tak pozycję w świecie muzyki.
Jestem pewny że Post Pop Depressoin znajdzie się w stałym zestawie płyt do, których będzie się wracało jak do tych ulubionych, a wszystko dla poczucia zadziorności i stonerowskiego luzu emanującego z najnowszej płyty Iggiego.

sobota, 12 marca 2016

O tym co się słuchał a nie pozornie wygrało - the end.


Ze względu na możliwość wymieniania po kolei płyt i artystów którzy mnie uwiedli w zeszłym roku trzeba, to kończyć jednym konkretnym wpisem zbierających garstkę tego, co dobre i lubię. Druga i ostatnia część, O tym co się słuchało a nie pozornie wygrało!

W dwa tysiące czternastym wybrałem się na koncert kapeli, która przedstawiała swoją twórczość jako niewydane kawałki Cobaina. Pomyślałem, że muszę iść i to sprawdzić. Okazuje się, że chłopaki z Marylin Nomore są świetnym przykładem na to, że twórczość wydająca się kopią czegoś co już istnieje wcale nie musi nudzić. W ich twórczości istnieje jakiś totalny, niezrozumiany dla mnie paradoks, bo słysząc ich na koncercie pierwszą myślą  było faktycznie porównanie do Nirvany i to z czasów Bleach, ale kawałki Marylin Nomore są ich kawałkami i w żaden sposób nie są banalną kopią zespołu z Seattle a wręcz znakomitym przedłużeniem gatunku. Ich Ep-kę znalazłem dopiero w zeszłym roku a to co było na koncercie to już inna sprawa…

Wśród nowości z 2015 roku miodem dla ucha było i jest The Pale Emperior Mansona. Marylinowi posłużyła zmiana gitarzysty i nagrali wspólnie coś co jest dojrzałe. Skończył się satanistyczny pastisz, w którego miejsce wskoczył przebojowy blues w oryginalnej formie jaką ulepił Manson wraz z muzykami. Jego ostatnia płyta pokazała, że chłop ma klasę, smak i pomysł na nowe muzyczne ja.
Moore swoim The Best Day zabiera świadomość człowieka jak najdalej od ciała. Post-apokaliptyczny charakter przypomina mi trochę twórczość R.E.M..  Minusem nie raz jest długość powtarzanych pętli w piosence co z czasem bardzo nuży, ale tak to jest w alternatywie. Albo kawałki są mega krótkie i trwają dwie minuty albo najmniej mają po pięć minut.

Na szczególną uwagę zasługuje kilkanaście utworów udostępnionych na Bandcampie przez samego Johna Frusciante. Pałam miłością do jego nowych eksperymentów dźwiękowych, w których występuje gitara i on jako John Frusciante. Według mnie Fru tworzy coś ponad wszystko. Wiem, że są ludzie, którzy nie potrafią tego słuchać i zrozumieć jego twórczości odkąd wydał PBX Funicular Intaglio Zone. Do mnie te Rolandy bijące z szybkim tempem, syntezatory i ta cała otoczka synthpopowa nawiązująca do lat osiemdziesiątych uderza prosto w mój czuły punkt. Powoduje, że na nowo ekscytuję się muzyką. Jak dla mnie ten człowiek stworzył swój niepowtarzalny styl jako artysta. Ciężko nawet określić tę muzykę jednak czuć w niej szczerość, uczucia jakie zostały przelane z jej pomocą.

Moim sercem zawładnęła płyta Jamiego xx znanego z zespołu The xx. W In Colour najbardziej spodobał mi się ten luz płynący z utworów zawartych na tej płycie. Przy Loud Places – moim faworycie z tej płyty – łzy ze wzruszenia napływają mi do oczu. Jest coś co ujmuje po prostu człowieka i już. Rzecz ma się tak samo z teledyskiem Daughter do utworu Doing The Right Thing.  Wracając do Jamiego, facet wydał znakomity poprawiacz humoru, ale nie jakiś głupiutki tylko zmuszający myślącego człowieka do pewnej refleksji.

Z serii elektroniki popowiej zeszłego roku bardzo przypadła mi do gustu płyta Sea You Later The Dumplings. Duetu bardzo młodych, zdolnych i dobrze wyglądających artystów. Krążek nie jest nudny. Najbardziej mi się podoba to, że każdy utwór jest inny i kreuje swój własny świat. Cała płyta jest jakby uniwersum tych wszystkich światów łącząc je w jedną kupę przy czym nie zlewając się w jedną banalną całość. Z ciekawością będę obserwował dalsze poczynania tych młodych muzyków z talentem, który ja im totalnie zazdroszczę.

Albumem towarzyszący mi od zeszłego roku jest też Abyss , którego recenzje pojawiła się na moim blogu. Przestrzeń i ciągnące się błotniste brzmienie gitary jest bardzo nastrojowe w połączeniu z baśniowym śpiewem artystki. Mocno wpływa na percepcję i przeogromnie inspiruje.

Z perspektywy czasu zawiedziony jestem płytą Dodge and Burns za swoją przeciętność. Rzadko wracam do krążka The Dead Weather. Z drugiej strony co tak mocno zdefiniowany zespół może zaproponować innego? Mam nadzieję, że za jakiś czas dowiemy się i dostaniemy muzykę zespołu White’a i spółki w nowej formie stanowiąc dla nas zaskoczenie!


Zeszły rok był owocny w dobre płyty i debiuty. Dużo można by wymieniać, u mnie kolejność jest przypadkowa i to że wymieniłem tych artystów nie ma żadnego znaczenia. Zabrakło w tym wpisie Deafheaven,  Beachhouse, Killing Joke, Mgły, JAAA! i wielu innych artystów i ich dzieł zasługujących na znacznie więcej niż moje słowa w tym najbardziej opiniotwórczym blogu świata. Niestety w nieskończoność, tak nie można pisać więc po prostu sprawdźcie to i owo i zadajcie sobie pytanie czy w muzyce i naszych gustach muzycznych jest klucz i do czego jest nam on potrzebny?