środa, 29 marca 2017

Łuny i zwiastuny #1

Łuny i zwiastuny #1


Thurston Moore - Rock'n'Roll Consciousness

Po książce Kim Gordon opisującej między innymi losy jej małżeństwa z Moore’em starałem się nie angażować w ich konflikt. Odstawiłem twórczość jednego i drugiego oraz Sonic Youth. Zrodziło się we mnie uczucie oszukania. Poczułem się jak zdradzone dziecko, które dowiedziało się o prawdzie. Herosi, półbogowie muzyki. Muzyki brudnej, ziarnistej, szalonej. Tej, którą najbardziej lubię. Idealizowanie muzyków jest czymś naturalnym dla fana.  Podsumuje – lektura obowiązkowa. Do pełnego obrazu brakuje książki Thurstona Moore’a. Zaczął pisać. …nowe piosenki.  Do tej pory muzyk udostępnił dwa utwory. Pierwszy z nich to niepokojące Cease Fire, agresywnie zagrane jakby Moore chciał, aby przekaz dotarł w głąb odbiorców. Poniżej komentarz odwołujący się do Cease Fire.
Broń została wymyślona po to, żeby zabijać a my, jako pokojowe istoty ludzkie, przeciwstawiamy się zabijaniu ludzi i zwierząt.
Ale ten utwór opowiada także o potędze miłości, razem z jej wolnością wyboru. O potędze, której nie pokona żadna broń, bo miłość zawsze zwycięży. Odłóżcie pistolety i pocałujcie sąsiada - Thurston
Drugi singiel to Smoke of Dreams już nie tak agresywnie zagrane, ale niepokojący wydźwięk pozostaje. Sądząc po tych dwóch utworach zapowiedziane na 28 kwietnia Rock'n'Roll Consciousness zwiastuje granie bardziej wściekłe niż The Best Day sprzed 3 lat. Za produkcję odpowiada Paul Epworth. Producent współpracował już z Adele i Florence And The Machine.
Thrustoon Moore zapowiedział  trasę promującą nową płytę . W Polsce koncert odbędzie się 5 lipca.


Mastodon - Emperor Of Sand

Lada chwila usłyszymy nową płytę Matodona. Zespołowi daleko do stereotypowego wizerunku twardych i nieugiętych wyznawców metalu. Daleko im tak samo do kupczenia własnego cierpienia jakie nastąpiło w skutek tragicznych wydarzeń w życiu członków zespołu. Wspomina o tym Brann Dailor w jednym z wywiadów:

Będąc w Mastodon, przeżyłem już śmierć siostry(zespół poświęcił Skye Dailor, która popełniła samobójstwo w wieku 14 lat, piosenkę Crack the Skye), poważną chorobę mamy, która miała ciężki krwotok mózgowy, po którym przez ponad miesiąc znajdowała się w śpiączce. Bill miał ciężkie zapalenie trzustki z zagrożeniem życia. Musiał udać się na terapię w związku z uzależnieniem od alkoholu i pozbierać swoje życie z powrotem do kupy. Oprócz tego zmarła mu mama, jakiś czas temu w wypadku na polowaniu zginął też brat Brenta.

Fenomenem tego zespołu jest niejednoznaczność brzmieniowa. Łączenie różnych form muzyki opakowane w oryginalne ostre, ciężkie granie. Trzy wydane single promujące nowy album są potwierdzeniem dobrej formy muzyków. Ostrzejsze numery nie przytłaczają swoją agresywnością. Treść jaka niesie ze sobą nadchodząca płyta nie odbiega od swoich poprzedniczek przy czym nie jest to popadanie w banał i monotematyczność.  

Cesarz Piasku to odpowiednik Ponurego Żniwiarza – wyjaśnia Brann. Piasek reprezentuje czas.
Troy Sanders dodaje - Na płycie są refleksje na temat nieśmiertelności. W tym sensie "Emperor Of Sand" łączy się z całą naszą dyskografią. Jej zbudowanie zajęło nam 17 lat, lecz są tu również nasze reakcje na to, co zdarzyło się w ostatnich dwóch latach. Inspirują nas rzeczy bardzo prawdziwe, które przydarzyły się nam samym.

Emperor Of Sand do sprzedaży trafi 31 marca. W studiu nad kształtem materiału czuwał producent znany ze współpracy przy Crack The Skye Brendan O’Brien. Wcześniej nagrywał Pearl Jam i Rage Against the Machine.


Afghan Whigs – In Spades

Afghan Whigs jest jednym z tych zespołów, który można cały czas eksplorować. Nigdy się nie starzeje w mojej świadomości. Zespół przeżył erę grunge, na jakiś czas zawiesił swoją działalność by powrócić i zagrać swoją jubileuszową trasę koncertową. W międzyczasie wydał Do to the Beast.
Po trzech latach od ostatniego wydawnictwa światło dzienne ujrzał utwór Demon In Profile. Greg Dulli wręcz w muscialowym klimacie wprowadza nas w głębie mieszanki soulowego brzmienia ze stonerowymi solóweczkami. To pierwsze dzieło formacji odkąd u gitarzysty Dave' Rossera zdiagnozowano raka. Autorem całości materiału i producentem jest wokalista, Greg Dulli. 

- Nie jest to koncept album, ale kiedy zacząłem zbierać utwory zauważyłem, że coś je łączy - mówi frontman. - Dla mnie to album o pamięci, o tym, jak szybko życie i pamięć zlewają się w jedno.

Utwór zwiastuje album In Spades. Premiera zapowiedziana jest na 5 maja. W związku z trasą koncertową Aghan Whigs odwiedzi Polskę 6 czerwca.


John Billionaire Sterry – Cheap Credit!

Gang of Four jest jedną z tych kapel co to wyprzedzały swoją epokę. Entertainment mogę słuchać bez końca i brzmi ponadczasowo. Z tego całego worka post punkowego ich lubię najbardziej. Chłodna elegancja i brak zbędnego kombinowania stawia ich na równi z Joy Division. Cieszy mnie że w przeciwieństwie do tych sławniejszych muzycy z gangu nagrywają razem i osobno.


John Sterry działa na scenie muzycznej pod pseudonimem Billionare. Niedługo będzie okazja posłuchać Ep-kę Cheap Credit. Sądząc po opublikowanym Reasons to Be Fearful – singlu promującym mini płytę – można spodziewać się  prostego popowego brzmienia odzianego w elektronikę hołdującą odległe już lata 80.

piątek, 24 marca 2017

Wzrost cen za streaming powrotem do piractwa?

Nie spodziewałem się, że dożyję takich czasów kiedy, piractwo odejdzie do lamusa. Mówiąc krótko: wygrała wygoda! Koszt około 20 złotych miesięcznie nie jest wygórowaną ceną za ogromny dostęp do muzyki. Oszczędzam czas i unikam irytacji powstałej w wyniku użerania się z torrentami. Niestety ta wygoda może się skończyć. Wszystko przez projekt rozporządzenia w sprawie blokowania geograficznego Rady Europejskiej i Parlamentu.

Projekt dotyczy dystrybucji muzyki, gier i książek w wersji cyfrowej, w sposób taki, aby mogły być sprzedawane na całym terenie Unii Europejskiej. Idea z założenia nie jest zła, jednak użytkownicy Spotify, AppleMusic, Tidala i Dezzera mieszkający poza strefą euro, narażeni są na podwyżki za korzystanie z nich. Swoje niezadowolenie wyrazili polscy artyści oraz ZAPV listami wystosowanymi do europosłów. Zwracają uwagę na możliwość wzrostu piractwa, będące efektem wyższej ceny za licencjonowaną muzykę niemal dwukrotnie.
Problem dotyka nie tylko konsumentów ale też artystów i producentów, którzy mimo wszystko jakieś tam pieniądze otrzymują od serwisów streamingowych. 

Całą treść listu ZAPV można przeczytać tutaj.

Vinyle odnotowały w 2016 rok spory wzrost sprzedaży. Rynek wkrótce będzie nasycony a trend wygaśnie, czego nie można powiedzieć o dystrybucji cyfrowej, konkretniej streamingu. Do końca czerwca 2016 roku streaming przyniósł dochód rzędu 1,2 miliarda dolarów na całym świecie. W ciągu pół roku przekroczono przychód z 2015 roku. 
Spotify kilka dni temu (15.03.2017) ogłosiło, że korzysta z niego 50 milionów użytkowników mających płatną subskrybcję. Daleko z tyłu jest Apple Music z ok. 20 milionem użytkowników, choć patrząc na to w jak krótkim czasie ich zdobył, zasługuje na uwagę konkurencji. Sami artyści uwierzyli w muzyczne serwisy czego przykładem jest Jay Z z  Tidalem, którego poparli Jack White, Daft Punk czy Coldplay jednak ta platforma jest daleko w tyle jeżeli chodzi o ilość użytkowników.

Patrząc na Polski rynek muzyczny, media strumieniowe rosną w siłę. W pierwszym półroczu 2016 roku sprzedasz cyfrowa zanotowała wzrost o 13% w porównaniu do zeszłego. Udział w rynku to prawie 30% i przewiduję wzrost pod warunkiem, że Rada Europejska wprowadzi poprawki do projektu o blokadzie geolokacyjnej dotyczącej cen usług dla krajów z poza strefy euro. Dlaczego jestem pewny tego wzrostu? Ze względu na to, że sprzeda z fizyczna mimo lekkiego wzrostu dzięki vinylom będzie prawdopodobnie spadała na rzecz przyszłościowego streamingu.
Źródło: ZAPV
Nie uważam się za obrońcę tych platform, bo kupuję płyty i jestem zakochany w vinylach, jednak nie oszukujmy się. Streaming to bardzo wygodna rzecz, dzięki której można poszerzać swoje muzyczne horyzonty i poznawać muzyczny świat za naprawdę niewielką cenę. Dodatkowo wszystko rozbija się o legalną kulturę. Płacąc za muzykę wspieramy naszych ulubionych artystów.

Źródło: ZAPV

środa, 22 marca 2017

Wykolejeńcy z dzikiego zachodu - Me and that Man - songi of love anddeath



Behemot znany od Las Vegas aż po Krym albo i dalej, napawa dumą. Ekstremalne brzmienie zespołu podbija festiwale i kluby na całym świecie. Wieść jaka rozniosła się w internetach na temat kolaboracji Nergala z Johnem Porterem, wzbudziła ciekawość większą niż wszystkie szczyty korony ziemi razem wzięte. Brzmienie Portera wpisuje się w ramy, bardziej tradycyjnych form muzyki gitarowej, czego nie można powiedzieć o dotychczasowej twórczości Nergala.  Stąd też myśli krążące wokół mojej głowy o Songs of Love and Death.

Jako pierwsze w sieci pojawiły się kolejno dwa single, My Church is Black i Ain’t Much Loving otwierające wrota, za którymi kryła się tajemnica kształtu piosenek o miłości i śmierci. Utwory podobne do siebie na tle całej płyty. Ponure, zahaczające o tematykę poszukiwania samego siebie. Od razu, na pierwszy plan wypływają inspiracje amerykańskim bluesem. Odwołania są tak czytelne, że bez trudu można je odczytać o czym można się przekonać słuchając Get Outta This opartego na klasycznym bluesowym riffie zakrapianym Zeppelinami. Nie można odbierać tego jako wadę. Wręcz to najmocniejsza zaleta tego dzieła. Czuć, że ta płyta  stworzona jest bez jakiejkolwiek presji. Słychać w tej muzyce oprócz rozliczania się z ciemnością, zabawę. Wiejący luz z On The Road o stonerowym zacięciu równie dobrze mógłby się znaleźć na ostatnim albumie Iggiego Popa. Shaman Blues działa jak specjalny dodatek do indiańskiej herbatki. To najmocniejszy punkt kolaboracji muzyków. To głównie dla Szamana chciałbym wybrać się na koncert Me and That Man, bo piosenka ma stadionowy potencjał.
Spółka Darski – Porter uciekają w odmęty folku firmowanego Dylanem. Niej jest to tania podróbka o czym można się przekonać słysząc One Day.

Inaczej jest w przypadku Better The Devil I Know, który budzi mieszane uczucia ze względu na głos wokalistki. Jest piękny, jednak psuje zaserwowany obraz. Zamiast mrocznej  bluesowej, zapijaczonej patologii wykolejeńców  ukazuje się przerysowana neofolkowa pocztówka aspirująca do portretu The Doors. W Love and Death przeciąganie ostatnich sylab brzmi jak fałsz kogoś, kto w rzeczywistości naprawdę nie potrafi śpiewać i nie ma z tym do czynienia. Z kolei  Magdalene jest za bardzo sterylne, grzeczne przez co wyjałowione z ekspresji i nudne. Porter za bardzo przegiął ze swoim śpiewaniem od niechcenia a Nergal za bardzo zmanierował. Całe tło rekompensuje minusy, które mimo wszystko po całym przepychaniu się ze sobą można pokochać.
Warto wspomnieć o muzykach biorących udział w projekcie. Wojtek Mazolewski szarpie struny kontrabasu i basu, w bębny uderza Łukasz Kumański, w mrocznym Cross My Heart and I Hope Die na akordeonie akomponiuje Czesław Mozil aplikując podskórne odrętwienie.

Songs of Love and Death jest czymś konkretnym bez zbędnego gonienia za eksperymentami. Muzycy ubrali tradycję w swoją formę, fundując samotną wyprawę na pustynne peryferia dzikiego zachodu, podczas której można wejrzeć w głąb siebie i rozliczyć się z ciemnością. Fani Nergala mogą być pozytywnie zaskoczeni, Portera lubić dalej i na przemian. Fanom Nicka Cave, Toma Waitsa a nawet Marka Lanegana czy Howlin Wolfa a na pewno przypadnie do gustu.

niedziela, 19 marca 2017

Zapowiedź -Naznaczony - Gargoyle -Mark Lanegan

Fot. materiały prasowe

Zmęczenie niepewnością przyszłości w niektórych sprawach, krótkimi dniami, zimą i tęsknotą za słońcem sprawia, że nic mi się nie chce. Zima jest zła. Zima burzy. Zima jest okrutna. Zima nie chce odejść i ciągnie się aż za długo. Śnieg i mróz powinien być jeden tydzień w całym roku, tylko po to, aby dopełnić panujący klimat świąt. Przez resztę dni niech świeci słońce i ładuje ciało energią. Bez słońca zdycham ja i rośliny. Napiszę szczerze – NIE CHCE MI SIĘ PISAĆ COKOLOWIEK.

Opowiem historię o tym, jak to pewien zespół mógł być, ale nie powstał. Mógł być… Skończyło się na próbach i graniu Leadbelly’ego. Tak musiało się stać, kiedy spotykają się dwie legendy obdarzone wzajemnym szacunkiem. Jedna żywa, choć grobowa w swoim stylu bycia. Druga od 23 lat martwa lecz do dzisiaj spogląda na nas z plakatów i koszulek, zupełnie jak Jezusek wiszący na krzyżu w każdym pomieszczeniu i przy każdej drodze. Mark Lanegan i Kurt Cobain skrzyknęli się, żeby sobie razem założyć zespół, jednak nic z tego nie wypaliło. Nie było komu frontmenować i napędzać projektu. Jeden i drugi nie mieli śmiałości narzucać wzajemnie swoich wizji. Stanęło na tym, że Cobain śpiewa na jednej z płyt Lanegana.

W moim umyśle Lanegan jest naznaczony tą historią. Zawsze w wyobraźni tworzę projekcje ze spotkań tych dwóch panów, ale tylko przy muzyce tego żyjącego.  Tak samo rzecz się ma, kiedy słucham Nocturne i Beehive. Single zwiastują kolejny album Lanegana -  Gargoyle, zaplanowany na 28 kwietnia.
Wydawnictwo zapowiada się bardzo ciekawie nie tylko przez pryzmat udostępnionych  utworów. To co bardzo lubię, to kolaborujący ze sobą muzycy. Mark Lanegan zaprosił obrotnego Josha Homme’a
  (Lanegan, Iggy Pop, Lady Gaga…  Kiedy  kolej na QOTSA?!), Grega Duli (Afghan Whigs) i Duka Garwooda (polecam w szczególności ostatnia płytę Garden of Ashes).
Przyznam, że nie byłem rozentuzjowany na wieść o premierze nowej płyty. Wszystko przez Phantom Radio i Blues Funeral. Nie podeszły mi one w ogóle. Wymazałem je ze świadomości. Dziś odkrywam je na nowo razem z Nocturne i Beehive. Myślę sobie: Koleś tworzy z wyprzedzeniem. Usprawiedliwiam w ten sposób swoją głupotę i niedojrzałość. Czuję, że właśnie dojrzałem zrzucając skórę naiwnego ortodoksa, że The Winding Sheet to ta jedyna. Porzuciłem nostalgiczne smutki ku pamięci Screaming Trees. Lanegan zmienił coś we mnie. Sprawił, że przyszłość wcale nie maluje się tak strasznie (przynajmniej ta muzyczna). W Nocturne i Beehive słychać wpływy z przeszłości. Brudne gitary wyjęte z grungowej przeszłości, krautowe pejzaże mieszają się z nerwowością i odprężającą przestrzennością. Taki koktajl emocji bardzo pozytywnie nastraja na przyszłość.
Czekając na gargulca poznaję od nowa Marka Lanegana!