Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 września 2017

Rozpoczęły się zdjęcia do filmu o Freddim Mercury’m


Bohemian Rapsody- tak zatytułowano film opowiadający historię Freddiego Mercury’ego i Queen. W postać legendarnego wokalisty wcielił się Rami Malek znany m.in. z serialu Mr. Robot. W sieci pojawiło się zdjęcie aktora ucharakteryzowanego na Mercury’ego, które robi wrażenie. Jak widać, co do wyboru aktora nie ma złudzeń. Pozostaje tylko czekać na datę premiery i sam film.
 
Zdjęcie z planu filmu

W mediach w ostatnim czasie było wiele spekulacji o tym kto wcieli się w rolę muzyka. Jednym z kandydatów był Sacha Baron Cohen, jednak zrezygnował on z tej roli ze względu na różnice w koncepcji przedstawienia wokalisty Queen. Aktor chciał pokazać postać bez owijania w bawełnę i zawrzeć w filmie historie, które świadczyłyby o imprezowym trybie życia Freddiego. Jednym z przykładów, które podał znany z roli Borata aktor to impreza, w trakcie której chodziły karły z tackami z kokainą. Na taką wizję nie zgodzili się żyjący muzycy zespołu.

Pozostałych członków zespołu zagra Ben Hardy jako Roger Taylor, Gwilym Lee wcieli się w Briana May’a, zaś Joe Mazzello wystąpi jako John Deacon. Scenariusz napisał Anthony McCarten, który pracował pracował przy filmie o Stephenie Hawking’u Teoria Wszystkiego. Producentami muzycznymi są Brian May oraz perkusista Roger Taylor.

sobota, 8 kwietnia 2017

Nick Cave - One More Time with Feeling




One More Time with Feeling jest jednym z tych filmów, który po obejrzeniu dręczy. Człowiek jeszcze długo po myśli o tym, co zostało opowiedziane.  Nawet podczas snu temat nie odpuszcza. Film wcześniej ze dwa dni gościł na ekranach kin w Polsce. Niestety, mi nie udało się pojawić w kinie na kejwie, dlatego emisja filmu na HBO była ostatnią deską ratunku. Skorzystałem i teraz mój ból wynikający z absencji na tym majstersztyku zwielokrotnił się do nieskończoności! Od teraz obiecuje sobie, że wszystkie premiery muzyczne spędzam w kinowym fotelu.

W związku ze śmiercią jednego z synów, Cave chciał uniknąć kontaktu z mediami, jaki obowiązuje przy promocji nowej płyty. Nikt, kto ma serce i nie przelicza swoich przeżyć na pieniądze, nie chce opowiadać o traumie obcym ludziom rozdrapując swoje rany setki razy. Okej muzyk opowiada o tym,  co się zdarzyło poprzez Skeleton Tree i w filmie dokumentującym proces nagrywania ostatniej płyty. 

W filmie widzimy artystę, który jest gdzie indziej. Ciałem i duchem odlatuje. Otoczenie wydaje się dla niego mało istotne. Dość szczególnym momentem jest scena, w której próbuje nagrać wokal do jednego z utworów, jednak nie jest w stanie odtworzyć akordów. Ucieleśniła się bezradność,  zasłyszana na Skeleton Tree. Okazuje się ze cichym bohaterem jest Warren pracujący przy efektach, syntezatorach, kierujący zespołem, będący łącznikiem Cave’a z całą reszta ludzi w studio. To on wspierał muzyka, ale tez nie naciskał. Wykazał się ogromnym ojcostwem nad tym projektem.  

Oprawa wizualna dopełnia dobitny odbiór filmu. Dynamiczne ujęcia podczas nagrywania utworów, sprawiają wrażenie jakbyśmy widzieli świat oczami ducha. Recytacje wierszy do przepięknych widoków nadmorskiej miejscowości zanurzają widza w wyjątkowej aurze przez co w skupieniu umysł opuszcza ciało. Reżysersko i wizualnie film jest majstersztykiem. W dodatku czarno- biały obraz jest genialnym posunięciem. Sprawia że to co mówi Nick Cave, jego żona, syn, czy Warren dociera do widza bezpośrednio i dobitnie. Z reszta nie wyobrażam sobie tego filmu w kolorze. Kreuje grobową i wymowna żałobę.

Film jest obowiązkowa pozycja dla fana muzyka, to na pewno. Myślę, że nawet przeciętny Kowalski by się wciągnął, bo ten obraz, to nie tylko komentarz dla świata ale opowieść o traumie, o tęsknocie, o tym że coś od zawsze wisi w powietrzu. Jest to film, który w trakcie napisów końcowych kontynuuje paraliż. Podpowiedz. Ostatnia piosenka (pierwsza w trakcie napisów) mówi wszystko. Ciężko cokolwiek pisać, komentować dzieło z taką wymową, bo jakiekolwiek  wnioski wysunęłoby się, brzmią w świetle przekazu banalnie. Komentarz i analizy są tu zbędne. 

środa, 18 stycznia 2017

Złota kolaboracja punka i dj'a



Danger Mouse, czego się nie dotknie zamienia w złoto. Pomaga artystom tym z najwyższej półki, produkując albumy niezwykłe i zarazem takie, o których w mediach kipi od informacji na ich temat. Przykładem jest ostatni album Red Hot Chili Peppers, albo hitowe El Camino duetu Black Keys. Tym razem producent - didżej połączył siły z Iggym Popem i kompozytorem muzyki filmowej Danielem Pembertonem, dla którego jest to pierwszy, tak poważny angaż w hollywoodzkiej produkcji. Jego kompozycje stanowiły oprawę muzyczną w grach komputerowych, serialach i dobrze przyjętym filmie szpiegowskim Kryptonim U.N.C.L.E..

Trzech muzyków, z różnych środowisk, połączyła jedna piosenka. Właściwie, nagranie tego utworu.
Gold, to tytułowy utwór zapowiadanego filmu, o tym samym tytule. Singiel promujący film/ścieżkę dźwiękową, charakteryzuje elegancja i romantyczność, jaka tkwi w głosie Iggy'iego. Tych cech nie powstydziłby się sam Leonard Cohen. Wokalista znany ze swojej energii, pokazał pazur w końcowej części utworu, gdzie z zadziorem w głosie frazuje ostatnie liniki tekstu. Muzyka cechuje nienachalność i cygańska estetytka, przenosząca w duszną i gęstą atmosferę pustynnych przestrzeni albo dżungli. Warto podkreślić, że piosenka Gold zdobyła nominacje do zdobycia Złotego Globu.



Ten kto oglądał serial Detektyw produkcji HBO może odnieść mylne wrażenie, że ta piosenka była tłem do tego serialu. Jedynym łącznikiem jest Matthew McConaughey. Aktor tym razem wcielił się w role bankrutującego biznesmena, desperacko poszukującego „żyły złota”, dzięki której odbiłby się od dna. Postanawia więc wyruszyć w podróż po Indonezji razem z podróżnikiem by odnaleźć skarb. Misja okazuje się sukcesem i grany przez McConaughey’a, Kenny Wells staje się wielkim graczem na Wall Street. Bohater jednak musi zmierzyć się z politykami i instytucjami rządowymi chcącymi odebrać znalezione złoto. Film wydaje się być interesujący, ze względu na fakt, że Gold zainspirowany został prawdziwymi wydarzeniami. Polska premiera filmu zapowiedziana jest na 10 marca 2017 roku.

środa, 14 października 2015

Dope - film z oldschoolowym rapem


          Można powiedzieć, że lata ’90 są nadal żywe i zdobywają coraz więcej wyznawców swojej estetyki. Ktoś by stwierdził, że „gimby nie znajo”, ale ten kto wychował się w latach ’90 i nie jest ślepy, widzi na ulicach dziewczyny i chłopaków we flanelach i Levisach z dziurami na kolanach. Dziewczyny oczywiście wracają do spodni i spodenek z wysokim stanem. Taki wizerunek był charakterystyczny dla zbuntowanej młodzieży, dziś natomiast jest to moda, która przeminie.
Po ostatniej dekadzie dwudziestego wieku zostanie ponadczasowa muzyka. Dominował grunge, zaczęła się mocno rozwijać muzyka elektroniczna no i hip hop. Każdy z tych kierunków muzycznych ma swojego bohatera i duże grono melomanów muzyki powraca do tych nagrań przyprawiając się o dreszcze podniecenia.
               Bohater filmu Dope, Malcolm Adekanbi jest kujonem z ambicjami pójścia na Oxford, co odróżnia go od sąsiadującego z jego podwórkiem, środowiska dilerów narkotykowych. Chłopak nie tylko z powodu swoich ambicji wyróżnia się na tle społeczeństwa. Przede wszystkim rzuca się w oczy jego wygląd, jakim nie pogardziłby szanujący się hiphopowiec z epoki kaset magnetofonowych. Chłopak ma hopla na punkcie lat ’90 co jest skutkiem walających się po jego pokoju starych konsol, gierek i kaset. Malcolm jest liderem składu hiphopowego Awreeoh w skład, którego wchodzą jego przyjaciele. Twórczość zespołu wpółtworzy znakomity soundtrack.

  Dope to lekka komedia z wątkiem kryminalnym i romantycznym. Humor kręci się wokół seksu i narkotyków. Wątek romantyczny dotyczy relacji głównego bohatera i dzielnicowej piękności związanej z dilerem narkotyków – Domem. Osią wątku kryminalnego są narkotyki, które znalazły się w plecaku Malcoma w trakcie imprezy. Przerażony całą sytuacją, chłopiec najpierw jest ścigany przez dwójkę osiłków chcących przejąć towar, a później zmuszony jest sprzedać narkotyki za pośrednictwem internetu.
               Film momentami zaskakuję i ma się wrażenie, zwłaszcza w końcówce, że ogląda się jakieś wybitne kino amatorskie. Może faktycznie tak jest. Moją uwagę przykuł jednak soundtrack i kompozycje filmowego zespołu, gdzie słyszymy funkowe rytmy i rapowane wersy dając porządną dawkę odschoolowego rapu.






środa, 27 maja 2015

20 000 dzień życia aktem autoironii


Czego boi się Nick Cave? Kim jest według niego Bóg i co jest najważniejsze w pisaniu piosenek? Jak wyglądała jego pierwsza przygoda z laseczkami?  Odpowiedzi znajdziemy w zapisie 20 tysięcznego dnia życia na Ziemi artysty? 
            
20 000 day’s  on Earth wyjątkowo mnie zaskoczył. Spodziewałem się nadmuchanego, owianego kultem, intymnego, mroczno - lirycznego portretu artysty. Filmu, który podkreślałby jego osiągnięcia, uczyniłby go jeszcze większą ikoną niż jest. Byłem pewny wręcz, że jak to w większości przypadków filmów o samym sobie będą gloryfikujące bohatera, wypowiedzi członków The Bad Seed’s, rodziny, przyjaciół i członków przemysłu muzycznego. I rzeczywiście, tak jest z tą różnicą, że wokalista żartuje sam z siebie i brak tu opisywania Cave’a przez osoby trzecie. Film jest ironizującą wypowiedzią Nick’a na swój temat, a jego postać balansuje pomiędzy narcyzmem, w który każda gwiazda z czasem obrasta, a refleksją na temat siebie samego.                                          

Pojawiające się tajemnicze archiwum, gdzie trzymane są wszystkie archiwalne nagrania i niepotrzebne graty muzyka, nad którymi piecze sprawują wpatrzeni w niego archiwiści jest przykładem, że artysta żartuje sam z siebie, swojego narcyzmu, który nie raz wychodził.  Postacie prowadzące zabawne dialogi z Nickiem w trakcie jazdy samochodem, są refleksjami dotyczącymi sławy i tego czy nie staje się karykaturą samego siebie.

W trakcie trwania filmu natykamy się na niecodzienne sceny, gdzie widzimy Nikosia jako spokojnego ojca, spędzającego wieczór ze swoimi dziećmi. Stajemy się świadkami prób z zespołem, przeplatane urywkami koncertów.
            
20 000 dzień na Ziemi pokazuje, że mimo swojej pozycji i kultowości Nick Cave zachowuje zdrowy dystans do siebie, czego wielu dzisiejszym gwiazdom brakuje, a samego Cave’a czyni niezwykłym artystą.

Dla fanów Nicka jest to pozycja obowiązkowa ze względu na to, iż widzimy go w filmie jako ciepłego, zabawnego człowieka, a nie posępnego, mroczno – lirycznego artystę o kultowym statucie.

Kabu Bayn