Koncerty Jacka White kipą od żywiołowości i
niespodzianek. Muzycy grający z nim, muszą sprostać jego szaleństwu, muszą mieć
muzykę we krwi. Niewątpliwie White stworzył sobie wymarzoną ekipę do grania.
Jedna z jego perełek wydała własną płytę.
Choć to solowy debiut Lillie Mae, artystka zachwyca swoim
stażem na scenie. W wieku dziewięciu lat została członkiem rodzinnego zespołu
country, który prowadził koczowniczy tryb życia. Muzycy na dłużej zatrzymali się w Nashville,
trafiając pod skrzydła producenckie Jacka Clementa. Jypsi, bo tak się nazywali zaistniał w
szerszej świadomości amerykanów singlem I Don't
Love You Like That. Jak sama artystka wspomina w jednym z wywiadów, na jej
drodze życia pojawiło się dwóch Jacków. Dzięki nim otworzyły się dla niej drzwi
świata muzycznego. White wypatrzył Lillie uzupełniając nią skład żeńskiego
zespołu Peacocks.
Dziewczęcy bandu założony na potrzeby Blunderburs
– pierwszej solowej płyty White’a. W Lazzaretto,
Mae można usłyszeć, jak śpiewa w Temporary
Ground a jej partiach skrzypec powalają.
Debiut Mae nie jest zbyt spektakularny, choć jej umiejętności zasługują
na dużo więcej. Może to wynikać z faktu, że country przeżywa tożsamościowy
kryzys. Ja sam nie śledzę skrzętnie tego, co dzieje się w muzycznej krainie
cowboyów. Rolę przewodnika w tej dziedzinie sprawuje Jack White, dzięki Third
Man Records. Katalog wytwórni pozwala z wypiekami na twarzy eksplorować tradycje
muzyczne Ameryki w przyjemny sposób. Płyta Lillie Mae jest uosobieniem tego
wszystkiego.
Na Forever and Then
Some artystka
czerpie garściami z bluegrassu, country a nawet soulu co daje unikatowe wokale
przełamane psychodelą lat 70. Już w otwierającym Over The Hill and Through The Woods słychać świeżość nagrań. Gorzkie
i chwytliwe melodie sprawiają, że tą płytę naprawdę się słucha! Zwłaszcza przy
takich kawałkach jak Loaner i Honest and True, od których nie sposób
się oderwać. Z pewnością nie są to
też wesołe piosenki. W Wash me Clean,
artystka wskazuje na mroczną przeszłość. Niektóre piosenki brzmią dość White’owo
co wcale nie jest złe. Naznaczone przez producenta To Go Wrong jest jednym z bardziej skocznych i szybszych utworów na
płycie w przeciwieństwie do najbardziej wyróżniającego się Dance To the Beat of My Own Drum. Kawałek zamykający płytę jest jak
cowboyskie Mad Season.
Debiut Lillie
Mae jest płytą do której na pewno będę wracał. Uwielbiam takie chwile, kiedy
zaskoczony daję się porwać tym ujmującym kawałkom. Forever
and Then Some wydawało mi się płytą nowoczesną, jednak kiedy zdałem sobie
sprawę czym jest nowoczesne country, dotarło do mnie, że ta płyta jest niszowa.
Przy
nagrywaniu płyty wzieli udział Dan Feritta z (QOTSA, The Dead Weather), muzycy
z Old Crow Medicine Show i rodzestwo
artystki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz