niedziela, 24 września 2017

Chelsea Wolfe - Hiss Spun


Przed dwoma laty swoim albumem porwała w błotnisty, baśniowy i niepokojący świat wykreowany na Abyss. Tematem przewodnim, czy też główną inspiracją do napisania wydanej w 2015 roku płyty są paraliże senne, których efektem jest  totalna niemoc człowieka do podjęcia jakiegokolwiek ruchu w czasie snu lub po przebudzeniu. Dosłownie, ciało i świadomość doznają paraliżu. W swojej recenzji nazwałem Abyss jej najlepszą płytą. Doomowe, smoliste riffy przeplatane z jej sopranowym wokalem wciągały w emocjonalne opowieści i mroczne kreacje.
Przy okazji nowego dzieła Chelsea Wolfe, jest dokładnie tak samo. Zostajemy wciągnięci w jej świat, a historie nadal są opowiedziane emocjonalnie. Zmieniło się tylko nieco muzycznie i to jest zaskoczenie. Wielu może powiedzieć, że artystka zrobiła regres w stosunku do przedostatniej płyty. Gdybym nie znał kolejności wydania płyt powiedziałbym, że świeże Hiss Spun zostało wydane przed Abyss. Nie oznacza to jednak, że nowa płyta jest zła czy przeciętna. Jest wspaniała, bardziej przystępna niż poprzedniczka i nawet lżejsza.

Hiss Spun powstało w wyniku odnowienia znajomości i dokończenia interesów muzycznych Chelsea Wolfe  z przyjaciółmi. Zarejestrowania materiału podjął się Kurt Ballou, gitarzysta i wokalista
Converge. Producent pochodzi z Salem i tam też nagrano nowy album Chelsea. Miasto, które kojarzone jest z czarownicami za sprawą procesów z XVII wieku wydaje się być idealną otoczką do mrocznego i dusznego dzieła artystki.
Otwierające Spun przygotowuje na to czego możemy się spodziewać w dalszej części albumu, ale też jest wprawnym łącznikiem między nowością, a poprzedniczką. Spun należay rozpatrywać w kategorii intra, które nakręca na jeszcze więcej i wprawia w stan zniecierpliwienia. Pięć i pół minuty w przypadku Spun trwa tyle co wieczność. Rozciągające się szumy gitarowe i metalowe riffy grane jakby przypadkowo z czasem zaczynają nużyć. Przymrużając oko i wmawiając sobie, że nie jest to przeciętny kawałek tylko intro można przeżyć. Jednak już w singlowym 16 Psyche zaczyna się teleportacja w mroczne, baśniowe i smoliste przestworza dźwiękowe Chelsea Wolfe. Utwór jest zaskakujący pod względem swojej lekkości i przebojowości, którą można eksportować do rockowych rozgłośni radiowych. Czyżby artystka starała się podbijać listy przebojów? Może nie tym razem, jednak jak sama Chelsea powiedziała: Aktualnie pracuje nad czymś zupełnie innym.

Nieco bardziej ekstremalnym momentem jest Vex, w którym swoimi growlami wspiera
 Aaron Turner, wokalista Isis. Jak nigdy wcześniej, artystka niemalże przekracza granice jaka dzieliła ją z black metalem. Jedyne co nie pozwala jej zanurzyć się w czarnych barwach metalu to  falsetowe wokale. Inspiracją Vex był tajemniczy szum, który wybrzmiewa z morskich głębin o świcie przez niemal godzinę. Wolfe powiedziała, że nikt nie wie czym są tajemnicze dźwięki, jednak jak sama się domyśla są to fale, dzięki którym żyjące w ciemnościach głębinowych, stworzenia mogą lokalizować swoje położenie. Troy Van Leeuwen z Queens of the Stone Age efektownie naśladuje chropowatym brzmieniem gitary tajemnicze wezwania.
Do albumu wstawiono i przetworzono kilka ciekawych dźwięków, które pojawiają się w The Culling. Pracujący przy płycie Ben Chisholm
 nagrywał dźwięki kojotów  i różnych maszyn, manipulując nimi i przetwarzając je, tak aby tworzyły dark ambientowe pejzaże. W The Culling szczególnie może się spodobać miłośnikom Abyss. Sześć minut w tym przypadku wydaje się być  przesadzoną długością, ze względu na stateczność trwającą niemal przez jedną trzecią piosenki. Na szczęście pojawia się coś w rodzaju długiego mostu, który jest jednym z lepszych momentów na płycie za sprawą dziwnych dźwięków wyjętych z poza ram gatunkowych, w których artystka do tej pory się obracała. Słabszym momentem jest Particle Flux, które przelatuje, gdzieś obok ucha. Niby wszystko jest tak jak być powinno, ale brakuje jakiegoś punktu zwrotnego w tym utworze, dzięki któremu można by się jakoś zdziwić. Jest to typowy metalowy kawałek z kobiecym falsetem.  Podobny oddźwięk ma Twin Fawn. Co prawda nie nudzi dzięki amplitudzie, ciszej- głośniej. Największy urok rzucają bębny brzmiące niczym wielkie basowe Djembe, na których wystukiwany jest szamański rytm. 


Chelsea Wolfe sama przyznaje się do skręcania w popową stronę, co zdaje się potwierdzać w Offering. Na stwierdzenia, że Hiss Spun jest albumem metalowym, artystka zaprzecza odpowiadając, że jest to bardziej album doom popowy.  Offering to najlżejszy moment, z  rytmem zupełnie jakby w zaprogramowanym na automacie perkusyjnym Rolanda z lat 80. Całość umilają syntezatory i czyste gitary, zaś sam utwór jest po prostu dobrą popową piosenką co nie znaczy, ze najgorszą.
Końcówka płyty staje się bardziej kameralna i przestrzenna. Mniej dusznych brzmień, a więcej space rockowych przestrzeni kreowanych syntezatorami. W Static Hum jedynie na chwile przestrzeń ta jest zalewana chropowatymi, gęstymi gitarami. W zwrotkach pozostają jedynie jej akcenty w towarzystwie ciągnących się syntezatorów.
Jak przystało na Chelsea, nie zabrakło akustycznego brzmienia, w które zaopatrzono Two Spirit. Najbardziej minimalistyczny utwór pod względem brzmienia. Miarowy akustyk, przeplatający się z akcentami syntezatora doskonale zgrywa się z falsetem Chelsea. W końcu akustyczne granie to jej początki. Całość kończy się niepokojącym Scrape, gdzie artystka nie śpiewa swoim łagodnym głosem tylko niepokojącym falsetem. Całość instrumentalnie wychodzi jak mieszanka darkwave z doomowo folkowym obliczem Wolfe.

Hiss Spun można podsumować jako przekrój twórczości Wolfe od Apokalypsis po Abyss. Słychać dużo metalowych wpływów co może być skutkiem tego, że za partie gitarowe odpowiadał Troy Van Leeuwen. Kierunek jaki obrała artystka nie jest zły, zaś sama płyta jest nawet dobra. Tego co zabrakło na tej w nowym albumie, to jeszcze więcej ekstremalnej dawki, która była obecna na poprzedniej płycie. Czasami utwory niepotrzebnie były przeciągane . Według mnie, gdyby przydługie piosenki przyciąć o minutę może dwie, wtedy takie  The Culling zyskałyby na lepszej dynamice. Czuć, ze Chelsea chce grać bardziej przystępnie i popowo ci słychać i w takich kawałkach jak Static Hum,Two Spirit, Vex, tym bardziej w Oferring. Czekamy więc z zaciekawieniem na następcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz