Rzadko dzieje się tak, że muzyka nie jest nadgryziona zębem czasu. Są zespoły oryginalne, których znak rozpoznawczy to niepowtarzalne brzmienie. Afghan Whigs to zespół jedyny w swoim rodzaju, potwierdza to nowym albumem - In Spades. Druga płyta, od czasu reaktywacji zespołu, samą okładką określa swoją okultystyczną formę.
Zaczynając od Birdland zachwyt budzą musicalowe smyki. Kontrabasy, skrzypce, wiolonczele połączone z wokalem Grega Duli brzmią jak stara soulowa ballada. Trochę nowocześniejsze jest Arabian Heights. Szybki i dziarski beat rozkręca utwór do tego stopnia, że Duli przeistacza swój histeryczny wokal, w pełny agresji krzyk. Cieszy niepokojące brzmienie gitary, schowane w dalszym planie, po to by końcu kreować całość i poprowadzić melodię. Gniew w wokalu utrzymuje się w Demon Profile i nie objawia się w krzyku, a w barytonowym zawodzeniu. I tu kolejny musicalowy smaczek w postaci dęciaków podkręcających utwór do rangi dekadenckich majstersztyków mających funkowe zacięcie.
Brzmienie Toy Automatic, według mnie daje największa frajdę . Utwór jest nagrany w dość specyficzny sposób, potęgując uczucie obecności artystów. Nieziemsko poruszający. Wytchnienia nie daje spokojniejsze, ale też nie weselsze Oriole, zagrane na gitarze akustycznej i skrzypcach, całość ozdabiają przestrzenne solówki i riffy wyjęte rodem z Floydów. I tutaj nie brakuje stoponiowego budowania napięcia i dramaturgii.
Dlikatność i romatntyzm ulatnia się w Copernicusie. Utwór zbudowany jest z prostego i dosadnego rytmu i sfuzzowanego riffu. Tutaj kolejność jest odwrócona, bo im dłużej Copernicus trwa, napięcie spada przez oddalenie gitary z pierwszego na drugi plan, zaś sam wokal zmienia się z krzyku w lament kogoś kto chce przed czymś uciec. Znajdą też się funkowe perełki w postaci Light The Feather. Osobisty faworyt! Agresywne, przebojowe, bujające i dramatyczne. Jest to jeden z energetycznych kawałków, które stoją w jednym rzędzie z najlepszymi kawałkami Red Hot Chili Peppers. Na szczęście jest coś na powstrzymanie rozgorączkowania w postaci filmowego I Got Lost z budującym napięcie fortepianem, który zaraz zmienia się w balladę spod znaku Eltona Johna. Całość zamyka melodramatyczne, mocne i mroczne Into The Floor ze skromniejszym wykorzystaniem fortepianu, który był bohaterem poprzednika. Tutaj główną rolę po za Dulim, grają przestrzenna, lekko przybrudzona gitara.
In Spades to fenomenem jeśli chodzi o wagę tego albumu. Zanim przesłuchałem byłem zawiedziony, że jest to krótka płyta. Słuchanie zmęczy, to na pewno, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Kiedy kończy się In Spades przez dłuższą chwile towarzyszy cisza, spowodowana wgnieceniem w fotel. Afghan Whigs znajdzie się w podsumowaniach całorocznych ze swoją płytą. Korzystając z okazji warto też wspomnieć, że Duli i spółka zahaczą o Warszawę 06.06.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz