środa, 25 stycznia 2017

A Ty czego słuchasz?! Znowu lamenty

Kiedy poznaje się nowych ludzi nieodłącznym elementem tego rytuału są pytania. Pytania o to skąd jesteśmy, co lubimy, czego nie lubimy, czym się zajmujemy i takie tam. Z mojej obserwacji wynika, że odpowiedziami na te pytania są regułki, dawno wymyślone i po części nieaktualne, bo przecież my się zmieniamy, życie nie stoi w miejscu, więc światopogląd, zainteresowania mniejsze i większe też się zmieniają. To samo się tyczy pytania co lubimy, albo co słuchamy.

A jaka jest Twoja ulubiona płyta? Ulubiona Piosenka? …artysta? …gatunek? Zwykle odpowiadam In Utero, Frances Farmer will have her revange on Seattle, Cobain, grunge. Czy to jest prawda? Fakt uwielbiam Nirvanę, a muzyka i cała jej otoczka bardzo mi się podoba. Podarte spodnie, dziwne ubrania, swetry i koszule. Lubię kawę zwłaszcza ze Sturbucksa, którego pierwsza kawiarnia jest właśnie w stolicy grunge, a szef sieci był sąsiadem Cobaina. Urodziłem się na początku lat ’90, więc jak najbardziej, jest mi to coś bliskiego.

Udzielając powyższych odpowiedzi w jakimś stopniu towarzyszy mi poczucie kłamstwa i skrzywdzenia wielu doskonałych artystów, płyt i piosenek nie wspominając o nich słowem. Sami siebie szufladkujemy, tak samo jak muzykę. Śmiać mi się chcę z ortodoksyjnych „kuców”, „rapsów” czy innych poważnych znawców muzyki ograniczających się do jednego gatunku. Nieodłącznym elementem tych ludzi jest powaga. Są oni na tyle poważni, że nie zdają sobie sprawy, jak ośmieszają się swoją jednowymiarową elokwencją, kiedy mówią, że nie ma lepszej płyty niż Death Magnetic, albo lepszego zespołu niż Coma.  W dodatku są ostentacyjni w swoich poglądach, przez to jak wyglądają. Ktoś kto słucha metalu i nie ma glanów, łańcuchów i naszywek na plecaku nie kocha tak samo mocno, albo nawet bardziej „tej” muzyki niż ten, na pokaz wystylizowany „kuc”. Ci ludzie nie są świadomi, że artyści często kreują dla zwykłej zabawy, przekory lub zmiany świata. „Chodzące kserokopiarki” nie mają o tym pojęcia i wożą się jakby byli największymi propagatorami gatunku a reszta to gamonie, którzy nie są wystarczająco prawdziwi w tym co wyznają.

Kolejnym śmiesznym zjawiskiem są plakaty promujące koncerty! A raczej zawarty na nich element. Często młode zespoły, na takich plakatach dają swoje nazwy, a pod nimi, nie wiem po co, wciskają gatunek z kosmosu wyjęty, który i tak nic mi nie mówi - alterstoner, post – grunge,  surfandblackambientfolk. Jakby miejsce koncertu albo oprawa graficzna nie mówiła za siebie, że jest to muzyka gitarowa. Jest przecież internet za pośrednictwem, którego możemy odsłuchać sobie myzki zespołu z plakatu. Odbierają sami sobie słuchaczy! Pseudo twórcy gatunków i niepotrzebnego szufladkowania, przez co tracą ciekawość! To do odbiorcy należy określenie tego co usłyszał, bo jeśli band daje gig to dla publiki. Nie mam tutaj na myśli określenie czyli zaszufladkowanie, tylko rozwikłanie zagadki, zastanowienie się nad muzyką. Te młode zespoły same siebie nie szanują, co najważniejsze swojej twórczości. Jeżeli od zaprezentowania samej nazwy otagowanej gatunkiem, odkrywają się, dają na talerzu już podsuniętą kreację, to lepiej niech się nie zajmują tworzeniem. Sztukę jak i brzmienie powinno się samemu interpretować. Nie jak w szkole wbijać się w denny klucz wykreowany przez smutnych konformistów. Jeżeli twórca nie tworzy wokół siebie aury tajemniczości, niech się później nie dziwi, że gra koncerty tylko dla znajomych. Ludzi, którzy nawet nie pochylą, ani nie zastanowią się na swoją interpretacja tylko poklepią po plecach i pochodzą po klubie, jak paw bo są ziomkami typów z zespołu, którzy grają post- grunge.

Wracając do pytań o ulubionego, artystę, płytę, piosenkę. Uważam, że odpowiedź każdego dnia będzie inna. Słucham tego co lubię, ale na dzień dzisiejszy mając nastrój melancholijny moją płytą jest Dummy – Portishead a piosenką Roads z tej płyty. Jutro może to być Horses, Patti Smith, bo jestem w trakcie czytania genialnych swoją drogą Poniedziałkowych dzieci, zaś pojutrze moją ulubiona płytą będzie Podróż zwana życiem i tak w kółko. Owszem są ulubione rzeczy, ale nie sposób ograniczyć się do tej jednej. Jest mnóstwo czynników zmieniających wektor tego co kochamy, nienawidzimy, na co mamy ochotę bądź nie.
Muzyka jest o tyle skomplikowana, że wpływa na nas a my na nią. Nie jest martwa tylko żyje, dlatego nie należy, tak prostolinijnie podchodzić do niej, jako czegoś co może nas określić. Warto się zastanowić nad odpowiedziami na zadane nam pytania, niż po prostu palnąć rock! Warto wejść w interakcje ze sztuką!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz