
Nirvana – największy zespół ostatnich trzydziestu lat. Śmiem twierdzić, że za dziesięć lat i więcej, nadal będzie to największy zespół ostatnich dekad. Wśród dzisiejszej papki jaką funduje nam show biznes nie ma mowy na takie zjawisko jak Nirvana. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Dzisiaj, to artysta musi się dostosować do rynku i stać się produktem, aby grać koncerty na pełnych stadionach. Są oczywiście wyjątki będące kreatorami rynku. Są nimi szczęściarze i czołowe postacie muzyki, które zrobiły karierę przed światowym komercjalizmem. Drugim powodem jest stała rotacja zrzucająca z piedestału „gwiazdy” zastępowane nowymi i „świeżymi” twarzami powielając schemat poprzedników.
Kurt Cobain to mój ulubieniec a Nirvana i jej muzyka uderza
prosto w serce, umysł i wypełnia każdy fragment mojego ciała. Twórczość Cobaina
jest czymś co sam bym chciał stworzyć i co uwielbiam słuchać. Melodyjność i
lekkość, połączona z brudnym ołowianym brzmieniem i krzykiem uderza prosto w
mój gust. Do tego dochodzi wrażliwość, charyzma jaką emanuje sam Cobain i jego
muzyka, z którą się utożsamiam. Ikonie grunge poświęciłem pół swojego życia,
ucząc się jego piosenek, czytając teksty poświęcone każdej cząstce jego
życia, oglądając koncerty i filmy. Swoją fanowską obsesję postanowiłem
wykorzystać do napisania pracy naukowej wymaganej do ukończenia studiów. Mój
wybór zakończył się szczegółowym analizowaniem wszystkiego co dotyczyło
Cobaina. Wertowanie książek po nocach, przemierzanie internetowej otchłani w
celu zebrania materiałów na moją pracę dyplomową. Towarzyszyło temu wszystkiemu
ogromne podniecenie, natomiast wieść o nadchodzącym, autoryzowanym dokumencie o
artyście, w którym mają się pojawić niepublikowane wcześniej materiały z
prywatnego archiwum muzyka i jego rodziny spotęgowały moją euforię.

The Home Recordings to pozycja, jak wspomniałem dla wielkich fanów mających możliwość dzięki temu wydawnictwu poczuć więź z artystą, mając jednocześnie wrażenie, że dzieli się razem z nami swoją intymnością. Jak dla mnie jest to portal przenoszący do głowy Cobaina i jego pokoju lub mieszkania w Olympii. Niektóre pozycje na płycie dowodzą zamiłowania muzyka do rejestrowania kolaży i eksperymentów dźwiękowych stanowiących coś w rodzaju dzienników jakie prowadził Cobain lecz w formie dźwiękowej. Są to nagrania słabej jakości zarejestrowane „kaseciakiem” w domowych warunkach, więc jeżeli ktoś oczekuje od tej płyty pięknych i skończonych piosenek, lepiej niech zostanie przy Nevermind i zapętla sobie Polly. Podsumowując są tam covery, szkice szkiców utworów i przearanżowane kawałki takie, jak Do Re Mi czy Sappy, które w moich domysłach miały zająć jakieś miejsce na solowej płycie Cobaina albo przynajmniej pokazują jaki mniej więcej miałaby kształt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz