piątek, 9 października 2015

Muzyczny super gang atakuje


               
          Na początku istnienia The Dead Weather,  słuchaczy przyciągało nazwisko White. Dziś, fakt że lider legendarnego  The White Stripes jest w zespole ma mniejsze znaczenie. Wysoki poziom utrzymywany na albumach, schowanie się Whita na tyłach sceny, za bębnami oraz obarczenie rolą frontmenki Alison Moshart  (The Killis) jest jednym z dowodów, że to nie kukiełkowy teatr Whita a zgrany gang wszechstronnych muzyków. Oprócz Moshart i Whita w zespole możemy usłyszeć grającego na gitarze, syntezatorach i innych cudacznych elektronicznych wynalazkach Dana Feritę (Queens of The Stone Age) i Jacka Lawrenca (The Greenhornes, The Raconteurs) odpowiedzialnego z bujające linie basowe.
               

           Supergrupa, a raczej supergang, który wyglądem przypominają muzycy, przez pięć lat nagrywali swoje najnowsze dzieło. Wszystko przez zawrotne kariery, pochłaniające czas każdego z osobna . W momencie, kiedy pojawił się Dogde and Burns zastanawiałem się, czy płyta nagrywana w tak długim czasie, będzie spójna a stwierdzenie „ wszystko i nic” może okazać się idealne. Potwierdza się tylko jedno. Jest Wszystko – ale tylko to co niezbędne! Wyraźnie słychać, że każdy z członków zespołu dodaje tu swój tajemniczy składnik twórczy.
            Utwór otwierający album brzmi jak żywcem wyjęty z z solowego albumu Jacka White Lazzareto. Być może Moshart i Ferieta zainspirowali się twórczością kolegi. Groove gitary mocno przypomina tą, która wybrzmiewa na wspomnianym krążku, do tego harmoniczny wokal Moshart mocno przypomina głos Whita. I Feel Love (Every Million Miles), bo o tym kawałku mowa ma bardzo chwytliwy refren, odtwarzany później w  głowie, kiedy dopada bezsenność.

                  Fanom stonerowskiego luzu i odrobinki psychodeli na pewno przypadnie do gustu Buzzkill(er), idealnie nadający się jako soundtrack do westernu stworzonego przez Tarantino, gdzie z ekranu będą atakować nas kałuże krwi rewolwerowców. Słychać idealnie kunszt kompozytorski Ferity.
               Let Me Through jest jednym z bardziej szalonych momentów na płycie, jeżeli słucha się ją w całości. Pulsujący, zachrypły bas i ekspresyjny wokal Moshart, bardzo nakręcają słuchacza powodując głód dalszego rozpierdolu. Dopiero pod koniec utworu, mocno spragnieni, dostajemy rozszalałe riffy gitarowe. Po tym utworze reszta płyty jest już jednym wielkim tańcem i szaleństwem naładowanym energią.
                
W Three Dolar Hat  zwrotki wyśpiewuje White, któremu akompaniuje syntezator wydający dźwięki jakie były w grach z lat 90, do tego dochodzi niepokojąca linia basu przez co ma się wrażenie, że słyszymy zgrywających z słuchacza psycholi. Bardzo dobrym zabiegiem jest ostry, rasowy refren z szorstkim brzmieniem gitar, dzięki czemu utwór nie jest za bardzo męczący i nie narzuca się swoim dziwactwem.
               Lose the Right i Rugh Detectiv to chyba najsłabsze momenty na płycie, brzmią dobrze, jednak są to po prostu dobre kawałki z jakich słynie supergang. Pierwszy z nich na myśl przywołuje tutaj znowu Lazzareto. Przeciętność na szczęście przeganiają następne utwory z Dogde and Burn, choćby singlowe Open Up z apokaliptyczną linią melodyczną. Słysząc ten utwór wokalistka jawi się przed oczami jako czarownica, a reszta zespołu jako pomyleni grabarze, usługujący swojej wiedźmie. W tym utworze, jak we większości nagrań z najnowszej płyty, zespół wzbija się ponad swoją przeciętność.
               Krążą głosy, że Dogde and Burn , to nic nowego i porządnie zalatuje nudą. Owszem zespół ma mocno zdefiniowane brzmienie, ale w ich twórczości nie ma wspomnianej nudy a jedynie rozwrzeszczany i szalony rock’n’roll. Przy takim projekcie pobocznym, jak The Dead Wheater, muzycy mogą darować sobie zbędne eksperymenty, choć i takich nie brakuje na nowej płycie, mimo że są to małe smaczki, dla wprawionego słuchacza są frajdą. Świadczy o tym cudownie przemycona w Mile Markers linia wokalna  jakiej nie powstydziłaby się żadna piosenkarka popowa. Refren jest naprawdę słodki i cukierkowy co idealnie kontrastuje z niby rapowanymi zwrotkami.                               Kolejnym przyjemnym zaskoczeniem je
st druga ballada w dorobku The Dead Weather. to utwór napisany przez wokalistkę i jest ostatnim numerem na  Dogde and Burns. Impossible Winner zdecydowanie nie pasuje do poprzednich piosenek, ale jest znakomitym rozluźniaczem po ekstremalnej przejażdżce z muzycznym gangiem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz