Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 17 września 2016

Nick Cave & The Bad Seeds - Skeleton Tree




Skeleton Tree bronić nie trzeba. Opisywanie kontekstu i okoliczności powstania najnowszego dzieła Nicka Cave and The Bad Seeds jest zbędne. Za sprawą niedopowiedzeń wywołanych niemocą twórczą artysty, intryguje i zastanawia

„W trakcie zaawansowanych prac nad Skeleton Tree, świat odbiegła informacja o śmierci piętnastoletniego syna Nicka Cave’a.”

W trakcie zaawansowanych prac nad Skeleton Tree, świat odbiegła informacja o śmierci piętnastoletniego syna Nicka Cave’a. Od tamtego czasu, ani razu nie wystąpił publicznie, aż do wyemitowanego jednorazowo w kinach, filmu One More Time with Feeling. Obraz przedstawia proces rejestrowania materiału na płytę.  Ponadto, jest też komentarzem tego co spotkało artystę. Odpowiada na pytanie, jak żyć z traumą wywołaną utratą bliskiej osoby. Film jest rodzajem listu do słuchaczy i jedyną formą  „promocji” mającą zastąpić koncerty, wywiady czy oświadczenia.




„Dająca się wyczuć w głosie muzyka, bezradność i próba pogodzenia się z losem zlewa się z drone’owymi grzmotami nastrajając i przygotowując na charakter pozostałych utworów.”

Najnowsze wydawnictwo Nicka Cave i zespołu The Bad Seeds otwiera singlowe Jesus Alone, z tekstem ledwo wyśpiewanym, czy momentami po prostu wyrecytowanym. Dająca się wyczuć w głosie muzyka, bezradność i próba pogodzenia z losem zlewa się z dronowymi grzmotami   w nie tyle co mroczny, a smutny twór .   W podobnym tonie jest Magneto. Ambientowe plamy dronów przeplatają się z wprowadzającym w trans wibrafonem, a do tego co kilka taktów pobudza nas gitara akustyczna.
Anthrocene jest kontynuacją tego co usłyszymy w Magneto jednak, tutaj dopadają swingujące uderzenia bębnów, nadające nieco jazzowego charakteru.

„Melorecytacja Cave’a jest genialnym posunięciem. Może to efekt rezygnacji z jakiejkolwiek ekspresji i niemocy twórczej jaka dopadła artystę podczas tworzenia płyty.”


Pozostałe utwory wyzbywają się chropowatego brzmienia na rzecz melodyjności wyjętego rodem z lat ’80 czego przykładem jest Rings of Saturn. Wykorzystany Wurlitzer nadaje całego balladowego charakteru i choć utwór wydaje się być lekki, to ładunek jaki niesie ze sobą jest olbrzymi. Melorecytacja Cave’a jest genialnym posunięciem. Może to być efektem rezygnacji z jakiejkolwiek ekspresji i niemocy twórczej jaka dopadła artystę podczas tworzenia tej płyty.
Girl in Amber daje niesamowite wrażenie zrozumienia tego człowieka. Słychać jak Cave z każdą zwrotką rozpada się na kawałki załamując swój głos. Leci równią pochyłą w dół emocjonalnej czarnej przepaści. Akompaniament wibrafonu i wurlitzera nadaje pozaziemskiego tonu, kreując w głowie obraz przestrzeni, w której znajduje się ludzka energia pozbawiona ciała. Utwór niesamowicie działa na wyobraźnie. Dla mnie to najbardziej wiarygodny i prawdziwy kawałek jaki kiedykolwiek słyszałem.
Twór zrodzony z boleści duszy artysty ma potencjał „popowo-piosenkowy”, a I need You jest tego dowodem. Jest tak zaaranżowany, że w żadnym stopniu piosenkowość nie drażni ani a wręcz udowadnia, że Cave jest muzykiem kompletnym i potrafi tworzyć wspaniałe ballady wyciskające łzy. W Distant Sky po raz kolejny wysyłani jesteśmy gdzieś gdzie ludzka energia krąży we wszechświecie.

"…Cave’owi zabrakło siły artystycznej.”

Skeleton Tree jawi się jako twór podyktowany pod stan emocjonalny Cava. Stąd też towarzysząca mi myśl, że ten album jest niedokończony. Obecne są niedopowiedzenia, Cave czasami mija się z muzyką, a wydanie leżące na półkach sklepowych tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Cave’owi zabrakło siły artystycznej. To jaki ostatecznie ma kształt ten twór, nie jest jego wadą a największym plusem. Niekoniecznie swoją frustracje, ból, czy coś co nas gryzie musimy wyrazić krzykiem, płaczem czy banalnym smutkiem. Czasami więcej wyraża cisza. Ciszą, którą dla mnie jest Skeleton Tree. 


czwartek, 4 lutego 2016

Kurt Cobain - idol kakofonistów? - O tym co się słuchało, a nie co pozornie wygrało!








Nirvana – największy zespół ostatnich trzydziestu lat. Śmiem twierdzić, że za dziesięć lat i więcej, nadal będzie to największy zespół ostatnich dekad. Wśród dzisiejszej papki jaką funduje nam show biznes nie ma mowy na takie zjawisko jak Nirvana. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Dzisiaj, to artysta musi się dostosować do rynku i stać się produktem, aby grać koncerty na pełnych stadionach. Są oczywiście wyjątki będące kreatorami rynku. Są nimi szczęściarze i czołowe postacie muzyki, które zrobiły karierę przed światowym komercjalizmem.  Drugim powodem jest stała rotacja zrzucająca z piedestału „gwiazdy” zastępowane nowymi i „świeżymi” twarzami powielając schemat poprzedników.

Kurt Cobain to mój ulubieniec a Nirvana i jej muzyka uderza prosto w serce, umysł i wypełnia każdy fragment mojego ciała. Twórczość Cobaina jest czymś co sam bym chciał stworzyć i co uwielbiam słuchać. Melodyjność i lekkość, połączona z brudnym ołowianym brzmieniem i krzykiem uderza prosto w mój gust. Do tego dochodzi wrażliwość, charyzma jaką emanuje sam Cobain i jego muzyka, z którą się utożsamiam. Ikonie grunge poświęciłem pół swojego życia, ucząc się jego piosenek, czytając teksty poświęcone każdej cząstce jego życia, oglądając koncerty i filmy. Swoją fanowską obsesję postanowiłem wykorzystać do napisania pracy naukowej wymaganej do ukończenia studiów. Mój wybór zakończył się szczegółowym analizowaniem wszystkiego co dotyczyło Cobaina. Wertowanie książek po nocach, przemierzanie internetowej otchłani w celu zebrania materiałów na moją pracę dyplomową. Towarzyszyło temu wszystkiemu ogromne podniecenie, natomiast wieść o nadchodzącym, autoryzowanym dokumencie o artyście, w którym mają się pojawić niepublikowane wcześniej materiały z prywatnego archiwum muzyka i jego rodziny spotęgowały moją euforię.
   
Cobain: Montage of Heck to poruszający obraz muzyka. Jest to podróż przez życie artysty od etapu dzieciństwa poprzez okres dojrzewania, do momentu aż stał się ikoną lat dziewięćdziesiątych. Oglądając film w jakiś sposób doświadczamy wrażliwości jaką emanował Cobain, o której wszyscy wspominali. Oglądając ten film rodzi się w widzu przekonanie, że tak wrażliwa osoba, świadoma swojej odmienności nie jest gotowa na sławę. Dokument jest bardzo przystępny ze względu na brak wypowiedzi mnóstwa osób a jedynie tych, które przyszły by na jego pogrzeb, nawet jakby był tylko sprzedawcą w sklepie. Wypowiedzi tych pięciu najbliższych osób przeplatają się z animacjami 
holenderskiego artysty łącząc się w niesamowicie spójny obrazek z narracjami Cobaina i jego muzyką pochodzącą z prywatnego archiwum. Ponadto ciekawym zabiegiem było ożywienie graficznych dzieł muzyka i jego licznych kolaży. W Montage of Heck widzimy różne oblicza artysty. Występuje Cobain zakochany i szczęśliwy, znudzony i zdołowany, ruchliwy i wykończony. Jedyną wadą filmu jest to, że dla kogoś kto przeczytał choćby jedną książkę o Nirvanie, Montage of Heck nie wniesie nic nowego. Film zainicjowany został przez córkę muzyka i ugruntował, to co możemy wyczytać w dostępnych wydawnictwach, pomijając oczywiście te wymierzone przeciwko Courtney Love.

Z okazji pojawienia się filmu na półkach sklepowych pojawiła się również płyta Kurt Cobain: Montage of Heck The Home Recordings sugerując, że jest to solowa płyta muzyka jak i soundtruck do filmu. Dla fanów artysty to pozycja niezwykle wyjątkowa. Dla zwykłych zjadaczy chleba kakofonia i śmieć. Sama płyta nie zanotowała wysokich sprzedaży i pochlebnych recenzji. Strona będąca przeciw wypowiada się za Cobaina mówiąc, że sam Kurt nie chciałby udostępniać takich nagrań. Ja głosu w tej sprawie nie zabiorę, bo nie mam takiego prawa. Dodam jedynie, że niektórzy zbytnio poczuwają się do bronienia jego nonkonformizmu, będącego jedynie połową postawy wypełnionej także konformizmem.


The Home Recordings to pozycja, jak wspomniałem dla wielkich fanów mających możliwość dzięki temu wydawnictwu poczuć więź z artystą, mając jednocześnie wrażenie, że dzieli się razem z nami swoją intymnością. Jak dla mnie jest to portal przenoszący do głowy Cobaina i jego pokoju lub mieszkania w Olympii. Niektóre pozycje na płycie dowodzą zamiłowania muzyka do rejestrowania kolaży i eksperymentów dźwiękowych stanowiących coś w rodzaju dzienników jakie prowadził Cobain lecz w formie dźwiękowej. Są to nagrania słabej jakości zarejestrowane „kaseciakiem” w domowych warunkach, więc jeżeli ktoś oczekuje od tej płyty pięknych i skończonych piosenek, lepiej niech zostanie przy Nevermind i zapętla sobie Polly. Podsumowując są tam covery, szkice szkiców utworów i przearanżowane kawałki takie, jak Do Re Mi czy Sappy, które w moich domysłach miały zająć jakieś miejsce na solowej płycie Cobaina albo przynajmniej pokazują jaki mniej więcej miałaby kształt.










poniedziałek, 8 czerwca 2015

Starzy przyjaciele z Sonic Youth i Dinosaur Jr. razem!

Kim Gordon i J Mascis, starzy wyjadacze i  twarze alternatywy, która za ich sprawą stała się mainstreamem, nagrali wspólnie piosenkę. Slow Boy, bo tak się nazywa dzieło wspomnianej dwójki, pochodzi z trzeciego krążka EP -kowej serii  Coverse CONS EP . Utwór oblany jest wiadrem przesterów gitarowych i sprzężeń. Jest to udana kolaboracja, w której słychać Gordon śpiewającą nadal, jakby była nastolatką pełną buntu i złości. W tyle nie pozostaje również J Macis. Usłyszymy solówki rodem wyjęte z dokonań Dinosaur Jr. Muzycy w utworze połączyli po prostu swoje geniusze i wykorzystali najmocniejsze strony swoich umiejętności. Całość przenosi w grunge'owo undergroundowe lata '90. Wyszło bez zaskoczenia, ale i bez zawodu. Słuchacze stęsknieni za naturalnym brudem, bądź pragnący odskoczni od czasów przepełnionych gładką elektroniką, mogą znaleźć w tym kawałku właśnie to czego szukają i imprezować przy nim w ciepłe, wakacyjne dni. 
Slow Boy można pobrać tutaj

Z twórczości J Macisa wyjątkowo polecam Said The People - Dinosaur Jr. - jego macierzystej formacji.

Kim Gordon z Sonic Youth jest absolutną klasyką i każda płyta tego zespołu zasługuje na przesłuchanie, jednak warto również posłuchać jej projektu Body/Head, które jest uwspółcześnionym wydaniem jej muzyki.



poniedziałek, 1 czerwca 2015

Blues nie tylko dla starych murzynów



The Pale Empror była pierwszą wyczekiwaną przeze mnie płytą w tym roku. Krążek można kupić w wersji z dziesięcioma utworami i wersji deluxe – droższą, jednak wartą dopłaty. Dlaczego wyczekiwałem tej płyty? Dlaczego warto poświęcić więcej kasy na wersje deluxe?

Nowe dziecko Mansona ma charakter bluesowy i nie oznacza to, wyzbycia się przez Maryśka charakterystycznego, ostrego pazura w formie ciężkiego brzmienia gitar oraz specyficznej chrypki. Jest to blues odziany w estetykę Marylina Mansona. Album może rozczarować miłośników poprzednich znacznie ostrzejszych płyt. The Pale Emperor gasi krążące opinie o Mansonie twierdzące, że jest on karykaturą samego siebie.

Krążek otwiera Killing Strangers, gdzie momentami można wyczuć stoner - rockowy luz porywający do bujania się oraz bluesowe melodie okraszone mrocznym i niepokojącym brzmieniem. Utwór idealnie wprowadza nas w klimat płyty, na której usłyszymy przebojowe single Deep Six i Third Day of a Seven Day Binge udostępnione przed premierą krążka. Są to dwa hiciory z melodyjnym chrypliwym wokalem Marylina, bluesowym riffem i dodatkami elektroniki.  W The Mephistopheles of Los Angeles pojawia się czyste brzmienie gitary, a riff i solówka wydobywające się spod kostki Tylera Batesa, przywodzi na myśl styl Frusciante w czasach Red Hot Chilli Peppers. Pierwszą połowę kończy Warship My Wreck z emocjonalnym śpiewem Marylina i piękną solówką Batesa, która oblewa słuchacza wiadrem emocji, dopełniając wokal i pozostawia wrażenie najbardziej emocjonalnego utworu na płycie.

Druga piątka utworów bladego cesarza jest bardziej mroczna, psychodeliczna i kojarząca się z dotychczasowymi dziełami muzyka. Slave Only Dreams to Be King o marszowym rytmie skojarzyło się z The Beautiful People - wprowadza mroczny klimat w trakcie słuchania a wyobraźnia kreuje obrazki rodem z makabrycznej burleski, jest to klasyczny Marylin Manson. W The Devil Beneath My Feet i Birds of Hell Awaiting usłyszymy idustrialne momenty dające sekundy wyciszenia, które znika wraz z mocnym uderzeniem gitar, umieszczając mnie w mrocznym pubie pełnym psychopatów o przekrwionym spojrzeniu. W podobnym klimacie jest kolejny hit, Cupid Carries a Gun – piosenka jest tematem muzycznym w serialu o czarownicach Salem. Utwór przez główny riff wprowadza nieco psychodeli i przywołuje skojarzenia z makabrycznym teatrzykiem ze zmutowanymi istotami. Całą płytę kończy równie bluesowy, psychodeliczny i ciężki brzmieniowo Odds of Even z wolnym tempem, będący balladą wśród pozostałych dziewięciu utworów na Pale Emperor.


W wersji deluxe mamy jeszcze trzy dodatkowe utwory. Pierwszy z nich to zatytułowany na płycie Day 3 - jest to świetnie brzmiąca akustyczna wersja Third Day of a Seven Day Binge. Drugi utwór Fated, Faithful, Fatal pozostawia nas sam na sam z Mansonem, gitarą akustyczną i bębnami. Po głębszym wsłuchaniu się w numer można odgadnąć, że jest to akustyczna aranżacja The Mephistopheles of Los Angeles.  Numer trzeci to Fall Of The House Of Death, gdzie w towarzystwie gitary akustycznej słychać wiolonczele i ozdobniki wydobywające się z delikatnego, czystego przesterowania brzmienia gitary a całość uzupełnia emocjonalny śpiew (nie krzyk!), czyniąc z utworu najlepszą pozycją na całej płycie. Aż ciary przechodzą po całym ciele!

Nie jest to „jakiś tam zapychacz” lecz świetny dodatek dzięki, któremu najnowsze dzieło Mansona brzmi pełniej, dlatego warto sięgnąć po wersje deluxe.

Sam Manson niedawno zajęty był aktorstwem. W zeszłym roku pojawił się jako członek nacji nazistów o imieniu  Ron Tully w serialu Sons of Anarchy i udzielił głosu Shadow w serialu Once Upon a Time. W ostatnich latach, występował w Californication, Eastbound and Down i Wrong Cops.
 


Kabu Bayn