Pierwsze
dni nowego roku moją przestrzeń
wypełniają single. Zwiastuny płyt. Płyt zespołów, od których mimowolnie
się odciąłem, a w przeszłości zespoły te odcisnęły na mnie ogromne piętno.
Pokazały nowy wymiar muzyki. Odkryłem nowy świat brzmień i tego co można z
muzyką robić i mam przeczucie, że tegoroczne płyty sprawią, że na nowo odkrywam
muzykę, świat.
Wypełnia mnie wcześniej mi znane z czasów beztroski
poczucie, że najbliższe miesiące zwiastują coś pozytywnego. Ciężko powiedzieć
co, ale niech tylko przyjdzie wiosna, a dni staną się dłuższe. Wtedy obrazy,
które kreowane są w głowie przez On Hold i Say Something and Loveing
- The xx zostaną dopełnione długimi dniami albo upragnionym zapachem wiosny.
Już przy mroźnych wieczorach rozpływam się pod wpływem uroczego charakteru The
xx. Widząc i słysząc tych zdolnych muzyków atakuje mnie aura niewinności jaką
emanują oraz radości z tego co robią. Przyjemnie się tego słucha i chwała im za
to, że potrafią, jak mało kto przekazać tak pozytywne emocje. Nowy album
nazwano I See You i można go szukać od 13 stycznia. Single
zapowiadające nowe wydawnictwo kwartetu w żaden sposób nie tworzą zestawu
nudnych powtórzeń, a jedynym nawiązaniem do poprzednich utworów jest
delikatność oblana transowymi i momentami mocnymi uderzeniami. Odnoszę wrażenie, że I see You muzycznie bardziej nawiązuje do solowej płyty Jamiego xx,
co wydaje się być naturalną koleją rzeczy. Świetnie przyjęta płyta zdolnego
producenta na pewno pozwoliła bardziej rozwinąć skrzydła i konsekwentnie czuwać
nad nowym dziełem.
Jeżeli wspomnianego 13 stycznia będzie mało wrażeń
warto podwoić sobie dawkę świetnych muzycznych premier odzianych w poruszającą
elektronikę. Modlę się by tego dnia mieć wystarczającą ilość waluty, by nie
stanąć przed wyborem typu „jedno albo drugie”. Dodatkowa porcja czegoś co
pomoże odsunąć się od rzeczywistości zapewni Bonobo swoją płytą Migration .
Części tej smakowitej porcji muzyki można spróbować dzięki Kerala i Break Apart –
singlom promującym nadchodzący album. Dźwięki deszczu Seattle czy d windy z
Honk Kongu nagrane samplerem, osadzone w
muzycznej tradycji nadają tajemniczego i intrygującego charakteru twórczości.
Jak co roku zdarzają się wielkie powroty, przeważnie
nazwane powrotami po to, by premiera płyty urosła do światowego, mega ważnego
wydarzenia. „Ten” powrót jest cichy i bez zamieszania. Być może dlatego, że
świat korzennej alternatywy odcina się od tego typu zabiegów. „Ten” powrót jest
według mnie prawdziwym powrotem, ponieważ od wydania ostatniej płyty The Jesus and Mary Chain upłynęła
znaczna część mojego życia. Poszedłem do szkoły, przeżyłem pierwsze
zauroczenia, miłości, były lamenty i odmęty, studia, układanie życia i pogoń za
wszystkim czego i tak nie mam. Odcinanie się od teraźniejszości muzyczną
przeszłością. Teraz żyję przyszłością marząc o obudzeniu się 24 marca i posłuchaniu Damage and Joy. Nowa płyta szkotów przerywa prawie dwudziestoletnią
absencje w publikowaniu nowych kompozycji. Nowy singiel - Amputation jest nawiązaniem do tego co najlepsze w muzyce i to na
czym budowano hiciory w latach 90 –tych. Proste melodyjne riffy, wzbogacone o pulsujący
bas pokazują jak należy przemycać gitarową, brudną alternatywę czy jak kto woli
shoegaze do dzisiejszej estetyki zdominowanej przez gładkość i czystość. Co
najważniejsze nie ma sztampy- jest szalony kalsycyzm.
Zacznę od tematu ostatniej płyty Red Hot Chili Peppers, dobrej, momentami
nawet bardzo a wszystko dzięki rozwijaniu skrzydeł przez gitarzystę - Josh’a. The Gataway wyprodukował Danger Mouse i jego podpisem na
tym krążku jest nawet najmniej istotny fakt, że każdy utwór rozpoczyna beat
perkusji. Chwała chłopakom za to, że uciekli od świetnego Ricka Rubina, a
pomysł tej ucieczki przypisuję Joshowi. Gitarzysta RHCP i producent DM przyjaźnią się, więc jest to normalna kolej
rzeczy, że to on odpowiada za ostatnią płytę muzyków.
Dlaczego zaczynam od Red Hotów? Bo
mimo, że są to dinozaury ja otwarcie przyznaję, że się nimi jaram. Jaram za
sprawą gitarzystów tworzących ten zespół. Wszyscy zaliczani są do grona
najlepszych na świecie a zwłaszcza JF, którego moim zdaniem godnie zastępuje
Klinghofer.
Zwracam szczególną uwagę na obecnego wiosłującego w RHCP z uwagi na jego macierzysty zespół. Dot Hacker zasługuje na szczególną uwagę ze względu na
eksperymentalne brzmienie całej twórczości. Rozciągające leniwie i marzycielsko
wokale, stanowiące przeciwieństwo do psychodelicznego, połamanego rytmu, hipnotyzują
swoją transowością. Czyściutkie brzmienie gitary, kłóci się z oldschoolowym,
nieco pierdzącym brzmieniem syntezatorów i basu. Twórczość Dot Hacker może wydawać się źle dopasowanymi elementami, ale kiedy
bardziej wgryziemy się w ich muzykę nagle odkrywamy nowy ląd, nową formę. Klinghofer
i spółka mają na koncie już dwie płyty – trzecia jest zapowiedziana na 20 stycznia.
Zwiastunem jest C Section – najnowszy
utwór grupy promujący album Nᵒ3. Opublikowany niedawno singiel to nic innego jak typowy alternatywny
kawałek. Przez sześć i pół minuty doświadczamy esencji pschodeli odznaczającej
się mocno tym razem w głosie Josha, a atonalne pętle gitar wrzucają nas w wir
czegoś niewytłumaczalnego ale przyjemnego. Jak sam określił w tweedzie, śpiewa
dziwnym głosem a płyta miała mieć charakter bardziej smutny. Jest to obiecująca
zapowiedź i czekam z niecierpliwością, ze względu na ważność tego zespołu dla
mnie. Dot Hacker rozszerzyło mi pole
widzenia na muzykę.
Dla równowagi staram się słuchać rzeczy lekkich i ciężkich,
prostych i skomplikowanych, bogatych aranżacyjnie i tych, gdzie jest mniej ale
konkretniej. Utwór, który mam na myśli wydaje się być czymś prostym i lekkim.
Nic bardziej mylnego. Lekkie czyste brzmienie smyków, fortepian i esencjonalny
głos niosą ze sobą potężny ładunek emocjonalny. Prostota jest tutaj złudzeniem.
Wystarczy się wsłuchać w to, jak wokalistka operuje swoim głosem. W dodatku z
pozoru minimalistyczny aranż jest na tyle bogaty, że ciągle odkrywa się interesujące
dźwięki. Mam szczerą nadzieję, że Rooting
For You to coś więcej niż tylko zaakcentowanie swojej obecności przez
London Grammar, i że pojawi się coś więcej, równie niespodziewanie i równie
genialne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz