Zmęczenie niepewnością
przyszłości w niektórych sprawach, krótkimi dniami, zimą i tęsknotą za słońcem
sprawia, że nic mi się nie chce. Zima jest zła. Zima burzy. Zima jest okrutna.
Zima nie chce odejść i ciągnie się aż za długo. Śnieg i mróz powinien być jeden
tydzień w całym roku, tylko po to, aby dopełnić panujący klimat świąt. Przez
resztę dni niech świeci słońce i ładuje ciało energią. Bez słońca zdycham ja i
rośliny. Napiszę szczerze – NIE CHCE MI SIĘ PISAĆ COKOLOWIEK.
Opowiem historię o tym, jak to
pewien zespół mógł być, ale nie powstał. Mógł być… Skończyło się na próbach i
graniu Leadbelly’ego. Tak musiało się stać, kiedy spotykają się dwie legendy
obdarzone wzajemnym szacunkiem. Jedna żywa, choć grobowa w swoim stylu bycia.
Druga od 23 lat martwa lecz do dzisiaj spogląda na nas z plakatów i koszulek, zupełnie
jak Jezusek wiszący na krzyżu w każdym pomieszczeniu i przy każdej drodze. Mark
Lanegan i Kurt Cobain skrzyknęli się, żeby sobie razem założyć zespół, jednak
nic z tego nie wypaliło. Nie było komu frontmenować i napędzać projektu. Jeden
i drugi nie mieli śmiałości narzucać wzajemnie swoich wizji. Stanęło na tym, że
Cobain śpiewa na jednej z płyt Lanegana.
W moim umyśle Lanegan jest
naznaczony tą historią. Zawsze w wyobraźni tworzę projekcje ze spotkań tych
dwóch panów, ale tylko przy muzyce tego żyjącego. Tak samo rzecz się ma, kiedy słucham Nocturne i Beehive. Single zwiastują kolejny album Lanegana - Gargoyle,
zaplanowany na 28 kwietnia.
Wydawnictwo zapowiada się bardzo ciekawie nie tylko przez pryzmat udostępnionych utworów. To co bardzo lubię, to kolaborujący ze sobą muzycy. Mark Lanegan zaprosił obrotnego Josha Homme’a
(Lanegan, Iggy Pop, Lady Gaga… Kiedy kolej na QOTSA?!), Grega Duli (Afghan Whigs) i Duka Garwooda (polecam w szczególności ostatnia płytę Garden of Ashes).
Przyznam, że nie byłem rozentuzjowany na wieść o premierze nowej płyty. Wszystko przez Phantom Radio i Blues Funeral. Nie podeszły mi one w ogóle. Wymazałem je ze świadomości. Dziś odkrywam je na nowo razem z Nocturne i Beehive. Myślę sobie: Koleś tworzy z wyprzedzeniem. Usprawiedliwiam w ten sposób swoją głupotę i niedojrzałość. Czuję, że właśnie dojrzałem zrzucając skórę naiwnego ortodoksa, że The Winding Sheet to ta jedyna. Porzuciłem nostalgiczne smutki ku pamięci Screaming Trees. Lanegan zmienił coś we mnie. Sprawił, że przyszłość wcale nie maluje się tak strasznie (przynajmniej ta muzyczna). W Nocturne i Beehive słychać wpływy z przeszłości. Brudne gitary wyjęte z grungowej przeszłości, krautowe pejzaże mieszają się z nerwowością i odprężającą przestrzennością. Taki koktajl emocji bardzo pozytywnie nastraja na przyszłość.
Czekając na gargulca poznaję od nowa Marka Lanegana!
Wydawnictwo zapowiada się bardzo ciekawie nie tylko przez pryzmat udostępnionych utworów. To co bardzo lubię, to kolaborujący ze sobą muzycy. Mark Lanegan zaprosił obrotnego Josha Homme’a
(Lanegan, Iggy Pop, Lady Gaga… Kiedy kolej na QOTSA?!), Grega Duli (Afghan Whigs) i Duka Garwooda (polecam w szczególności ostatnia płytę Garden of Ashes).
Przyznam, że nie byłem rozentuzjowany na wieść o premierze nowej płyty. Wszystko przez Phantom Radio i Blues Funeral. Nie podeszły mi one w ogóle. Wymazałem je ze świadomości. Dziś odkrywam je na nowo razem z Nocturne i Beehive. Myślę sobie: Koleś tworzy z wyprzedzeniem. Usprawiedliwiam w ten sposób swoją głupotę i niedojrzałość. Czuję, że właśnie dojrzałem zrzucając skórę naiwnego ortodoksa, że The Winding Sheet to ta jedyna. Porzuciłem nostalgiczne smutki ku pamięci Screaming Trees. Lanegan zmienił coś we mnie. Sprawił, że przyszłość wcale nie maluje się tak strasznie (przynajmniej ta muzyczna). W Nocturne i Beehive słychać wpływy z przeszłości. Brudne gitary wyjęte z grungowej przeszłości, krautowe pejzaże mieszają się z nerwowością i odprężającą przestrzennością. Taki koktajl emocji bardzo pozytywnie nastraja na przyszłość.
Czekając na gargulca poznaję od nowa Marka Lanegana!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz