Bycie singer-songwriter
na pozór nie jest takie łatwe, bo oprócz umiejętności pisania piosenek trzeba
mieć ogromną charyzmę, dzięki której słuchacz zatrzymuje swoją uwagę na
artyście. Na pewno tą charyzmą odznacza się młodziutka Lili Liliana, co udowadnia swoim Szczawiem.
Szczaw
to lo fi pełną gębą, czyniąc z dwunastki utworów autentyczne pocztówki wysyłane, przez młodą, dojrzewającą
dziewczynę o naturalnej, jeszcze nie zmąconej starością i manierami barwą
głosu. Jest to zbiór akustycznych, dziewczęcych piosenek, które przenoszą w
czasy młodości, kiedy to siadało się na łące i patrzyło na letnie błękitne
niebo, myśląc o swoich młodzieńczych problemach.
Płytę Liliany otwiera elektroniczny, rodem z
Disneyowskiego filmu fantasy, Początek.
Idąc dalej w las, słyszymy utwory w towarzystwie gitary akustycznej, dzwonków i
perkusji, głównie. Wydawać się może, że piosenki są monotonne i takie same,
otóż nic bardziej mylnego. Dzieje się dużo, mimo iż Lili nie gra wirtuozerii,
za to tworzy wciągające melodie. Słyszymy zaskakujące przejścia między
częściami piosenek, ciekawie wplecione dzwonki i inne efekty dźwiękowe. Dyktowane
tempo przez perkusje o intrygującym, kartonowym brzmieniu o dziwo pasuje
idealnie do twórczości, w której nie raz zostaniemy zaskoczeni i dzięki temu
trudno nie przesłuchać Szczawiu
jednym tchem.
Płytę kończy również zabarwione mocno elektroniką
outro, które jest jak ostatni kęs ulubionego ciastka.
Gdzie podsłuchać?
Kabu
Bayn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz