Słuchając Evvolves teleportuje
się na orbitę ziemską, gdzie wszechświat wydaje się być jeszcze większy a
odległe błyskające punkciki na tle czarnej otchłani wydają się jaśniejsze i
większe. Jeszcze gdyby w próżni rozchodził się dźwięk, to muzyka z Hang byłaby prawdopodobnie dźwiękami obracających się planet, dźwiękami dochodzącymi z Ziemi i spadających gwiazd.
Na Hang uderzy w nas typowa dla shoegaze’owych
zespołów, ściana dźwięku, szumu, hałasu w postaci brudnej gitary, która wita
nas już w pierwszym kawałku Emma. Nie
jest to jednak neandertalski hałas, typu odkręćmy na full wzmacniacze i grajmy
jak najgłośniej, tylko przyjemny hałas, z złapaną melodią wypychającą nas w
refleksje.
Na płycie doskonale słychać przestrzeń, dzięki czemu ma
się wrażenie, że muzyka jest wielowymiarowa i zaczyna żyć. Spod ściany gitar
wynurza się ściszony, damski, delikatny, trochę psychodeliczny wokal o podobnej
estetyce jaką możemy usłyszeć w Warpaint, jednak w Gustav śpiew jest nieco ostrzejszy i oblany w ledwo słyszalną
chrypkę kojarzącą się z wokalem Kasi Nosowskiej z czasów Fire!
Vegetable
Qesadilla to ballada w śród pozostałych utworów. Spowalnia krążenie dźwiękami czyściutkiej
trochę psychodelicznej gitary oraz ledwo słyszalnym dziewczęcym głosem
wokalistki.
Na
Hang znajdziemy utwory zawieszone pomiędzy Sonic Youth, wspomnianym Warpaint, a
My Bloody Valentine czy solową twórczością Gerarda Waya.
Można
rzec chciałoby się więcej, bo utworów jest tylko siedem, jednak jest to duży
pozytywny wkład w polską muzykę, w
której mało takich brzmień wychodzi do szerszej świadomości słuchaczy.
Gdzie
posłuchać?
http://evvolves.bandcamp.com/ Kabu Bayn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz