Thurstonowi Moore’owi pomysł na nową płytę zrodził się w trakcie
zajęć w buddyjskim ośrodku, gdzie rozprawiano na temat świadomości. To go
zainspirowało do nagrania Rock N Roll
Consciousness będącego świadectwem muzycznej świadomości. Tak właśnie rozpoczyna się historia o tym jak
rock’n’roll zrodził się z buddyzmu.
Płyty Moore’a podszyte są nostalgią, a w
szczególności ta najmłodsza. Jazgotliwe dysonanse, dziwnie nastrojone gitary są
jak zerkanie za siebie.
Otwierający stawkę Exalted rozpoczyna się refleksyjnie, wręcz medytacyjnie i
buddyjsko. Czysta gitara elektryczna, której było pełno na The Best Day jest
kontynuacją, w której Moore przechodzi do brudnego noise i oczywistej solówki,
ale w jakiś sposób ujmującej i szczerej.
Z tego prawie dwunastominutowego kawałka można zrobić trzy piosenki, ale po co,
jeśli przez cały czas napięcie rośnie do gitarowego szału.
W Cusp słychać potwierdzenie muzycznej świadomości Moore’a. Brzmi jak Sonic Youth w bardziej przystępnej i lżejszej formie. Dysonansowe pejzaże i brudny hałas, podyktowany pod szybkie tempo są tym za czym było mi tęskno na poprzedniej płycie. Z kolei w Turn On artysta nie tyle co zwalnia, ale rezygnuje z siarczystego przesteru na rzecz szklistej gitary. Nie oznacza to, że Turn On jest łagodną i rozpływającą się kompozycją. Moore agresywnie i nonszalancko uderza w struny tworząc przy okazji coś w rodzaju nowojorskiej psychodeli spod znaku Velvet Underground.
Smoke of Dreams po brzegi wypchane jest przeróżnymi gitarami,
a oddzielanie ich od siebie to czysta frajda. Nie brakuje klasycznie brzmiącej
solówki, której nie powstydziłby się Steve Vai.
Na zakończenie w klimacie post punkowej sceny nowojorskiej, artysta serwuje szalone i poplątane kolaże
gitarowe. Aphordite w swojej oprawie rodem z lat 80 ma niepokojący oddźwięk
wywołany mrocznie brzmiącą gitarą.
Gitarzyści mawiają między sobą, że
tego jedynego brzmienia szuka się przez całe życie. W końcu brzmienie gitary
jest jak podpis gitarzysty. Jednym z
tych ostatnich, któremu się udało wyrobić własne i niepowtarzalne „muzyczne ja”
jest symbolem nowofalowego gitarowego podziemia. Rock
N Roll Consciousness to pięć rozbudowanych kawałków. Nie są to
przesadzone długaśne i alternatywne kawałki. Słychać w nich zdecydowanie, a
Moore nagrał najlepszy solowy album. Złośliwi i ci megahiper alternatywni pewnie
powiedzą, że zbyt lekkie i mało przesadne w swojej formie.