Marylin Manson |
Kapłan Kościoła Szatana, to tytuł który Manson przyjął podobno z grzeczności. Dziś już nie szokuje, ale też nie stał się odpryskiem lat dziewięćdziesiątych. Manson w subtelny sposób stał się kronikarzem. Uniknął bycia aktorem w tandetnym domu strachów. Prowokuje, ale i obserwuje. Kiedy udostępnił po wyborach w USA krótki klip, przedstawiający ciało bez głowy leżące w kałuży krwi, pojawiły się sugestie jakoby miałby to być Trump. To nie był Trump, tylko facet w czerwonym krawacie. Równie dobrze mógł być kaznodzieją. To zabawne, jak ludzie widzą to, co chcą zobaczyć.- komentuje muzyk w wywiadzie dla The Guardian. Od stania się karykaturą samego siebie uchroniło go wydane dwa lata temu The Pale Emperor, który raczy ciężkim basem otoczonym glam rockową dekadencją.
Manson działa na scenie niemal od trzech dekad. Był postrachem dla
konserwatystów, a z czasem stał się wrogiem publicznym. Oskarżany o nawoływanie
do samobójstwa i obarczany odpowiedzialnością za szkolne strzelaniny. Dziś
uważany jest za sprawnego manipulatora i żonglera kreacjami porównywalnego do
Davida Bowiego. Na temat jednego i drugiego w mediach krążyły legendy. Kto
pamięta te czasy, kiedy prasa rozpisywała się na temat jego szklanego oka, albo
wyciętych żeber w celu samozadowolenia oralnego? Nawet ja, jako mały dzieciak z
podstawówki wierzyłem, w wymyśloną postać Mansona.
Dziś muzyk ma na koncie 10 albumów studyjnych. Jego najnowsze dzieło Heaven Upside Down pełne jest odniesień
do muzycznej przeszłości. Na płycie skompresowano to co najlepsze w Mansonie-wykrzyczane
refreny, mechaniczne riffy i industrialne tła. Dokładnie taki jest otwierający płytę,
Revelation #12 nawiązujący w warstwie lirycznej do apokalipsy św. Jana. Co
najważniejsze, Manson nie popadł w autoplagiat, jednak ociera się o niego
możliwie jak największą powierzchnią brzmienia. O tym, że Manson wykorzystuje swoje sprawdzone
sztuczki można się przekonać słuchając Tattooed
Reverse, które jest podobne do The Dope Show. W utworze pojawia się osobisty wątek odnoszący
się do sławy, a jego wymiar oddaje zapadający w pamięci rym show horse z of
course.
Najbardziej klasycznym i upolitycznionym kawałkiem jest
singlowe We Know Where You Fucking Live,
w którym piłujące gitary wyjęte z lat ’90 tworzą jedność z wściekłym krzykiem
Mansona. Samozwańczy Blady Cesarz nie zatrzymał się w czasie, co udowadnia w
dwóch kolejnych piosenkach. Say10 i JE$U$ CRI$IS brzmią jak zabawy z prekursorami
witch house’u. Nieco inne jest Kill4Me, jakby
wszyło spod palców Jamie Hince’a. Saturnalia
rozpoczyna się brzmiącą niemal identycznie linią wokalną jak ta w refrenie Third Day of a Seven Day Binge. W
ośmiominutowym utworze największe wrażenie robią chłodne, post punkowe bębny. Całość
brzmi nieco jak The Best of Marylin Manson. Uczucie potęguje Blood Honey, będące młodszym bratem Coma White.
Tytułowe Heaven Upside
Down jest stylistyczną huśtawką, bujającą się od głośnego chaosu po akustyczne,
melodyjne akcenty. Jest to jeden z momentów w trakcie, których można czuć się
zdezorientowanym. Zakończenie płyty jest najlepszym momentem. Ostatni żegnający
utwór zaskakuje i wyróżnia się na tle całej mozaiki dźwięków, z której Manson
jest znany. Elegancki za sprawą pianina Threats of Romance to mój ulubiony utwór
na tej płycie.
Niebo na opak to zbiór sztandarowych
trików Mansona, co słychać. Wydobył to co najlepsze ze swojego debiutu, płyty z
którą podbił pierwsze miliony słuchaczy oraz swojej poprzedniego krążka. Sam
przekaz jaki niesie najnowsza płyta Mansona nie jest banalny o czym na wstępie
mówią nam tytuły takie jak JE$U$ CRI$I$
czy We Know Where You Fucking Live. Brudne
przesterowane gitary, marszowe bębny, industrialne akcenty i glumowe syntezatory
pięknie połączył Bates. Głownie tworzy on muzykę filmową, co słychać w
nagraniach Mansona. Uważam, że płyty Marylina Mansona w końcu brzmią tak jak
powinny. Nie są tak klaustrofobiczne, a każdy instrument czy dźwięk na Heaven Upside Down ma swoje miejsce w
przestrzeni.